FORUM
NIA Ciekawe artykuły
w temacie zdrowia
Wiedza jest kluczem do zdrowia!

art. 1

Tajemnica początków chemioterapii

Opowieść o początkach chemioterapii, którą zaraz poznasz, nie jest tajemnicą samą w sobie. Znaleźć ją możesz w każdym podręczniku historii medycyny.

Tylko, że niewielu pacjentów ją słyszało. W tym sensie jest to rzeczywiście sekret zazdrośnie strzeżony przez środowiska lekarskie.

A mimo to, musisz koniecznie poznać tę historię, aby zrozumieć, jak chemioterapia działa na raka. Każdy pacjent powinien móc ją usłyszeć przed rozpoczęciem leczenia.

Początki chemioterapii sięgają jesieni 1917 roku. To najtragiczniejsze miesiące pierwszej wojny światowej, w której zginęły miliony ludzi...

…Miasto Ypres, na flamandzkiej, kiedyś tętniącej życiem wsi, a dziś zdziesiątkowanej wojną pozycyjną. Artyleria wreszcie przestała strzelać… Ponad 5000 żołnierzy alianckich (głównie Francuzów, Belgów i Kanadyjczyków) odpoczywa. Nagle widzą, jak w ich stronę przemieszczają się z wiatrem chmury zielonkawego gazu, wypuszczonego z nieznanych maszyn sterowanych przez Niemców kilkaset metrów dalej. Nikt nie ma wątpliwości, że to nowa broń masowej zagłady: tzw. gaz musztardowy – pierwsza broń chemiczna.

Kilka chwil później słychać już tylko jęki tysięcy ciał palonych żywcem na ziemi...

W kontakcie ze skórą gaz musztardowy tworzy ogromne pęcherze. Atakuje śluzówki: poparzone są oczy, wargi i płuca. Ludzie umierają dopiero po kilku dniach ogólnoustrojowej infekcji i krwotoków. Później lekarze zaobserwują jeszcze, że gaz musztardowy ma straszliwe działanie, niszcząc szpik kostny, a w ten sposób barierę immunologiczną ofiar i blokując powstawanie nowych komórek krwi.

Historia ta jest mi szczególnie bliska, ponieważ w bitwie pod Ypres walczył mój pradziadek. Na szczęście, kiedy Niemcy wypuścili gaz musztardowy, wdrapał się na dzwonnicę kościoła, aby przyjrzeć się polu bitwy. Przeżył, ponieważ gaz pozostał nisko przy ziemi.

Choć w 1925 r. Konwencja Genewska zabroniła stosowania broni chemicznej, była ona jednak dalej produkowana i stosowana. W 1943 r., Niemcy zatopili u włoskich brzegów okręt amerykański, niedaleko Bari. Ładownie tego okrętu były pełne gazu musztardowego, który zaczął się rozprzestrzeniać. Steward Alexander – lekarz wojskowy badający marynarzy zabitych w katastrofie – potwierdził, że śmiertelne działanie gazu musztardowego polegało na gwałtownym spadku po kilku dniach ilości białych krwinek.

Więcej nie trzeba było, by dwóm młodym naukowcom z Uniwersytetu Yale w Stanach Zjednoczonych, Alfredowi Gilmanowi i Louisowi Goodmanowi, uczestniczącym w tajnym amerykańskim programie badawczym Wojsk Chemicznych (Chemical Warfare Service) wpadł do głowy niecodzienny pomysł.

Skoro gaz musztardowy niszczy białe krwinki, to czy nie można się nim posłużyć w leczeniu dzieci chorych na raka krwi, czyli białaczkę, która charakteryzuje się niekontrolowanym rozmnażaniem się białych krwinek we krwi? Tak narodziła się pierwsza chemioterapia...

Opowiem całą historię, ale zacznę od przypomnienia ważnych faktów na temat białaczki.

Białaczka, choroba białych krwinek

Ostra białaczka limfoblastyczna to nowotwór krwi, który atakuje przede wszystkim dzieci w wieku 4–5 lat. Wywołuje ją choroba szpiku kostnego.

Trudno nam sobie wyobrazić, że w naszym szpiku kostnym mogłoby się dziać coś interesującego. Wydaje się, że pozostaje on oddzielony od reszty ciała grubym, twardym i nieprzekraczalnym murem otaczających go kości.

Jednak w rzeczywistości kości są porowate, a szpik kostny jest im niezbędny: wytwarza komórki krwi. Twoje kości przepuszczają komórki krwi wytworzone w szpiku kostnym, które w ten sposób przenikają do krwioobiegu, odnawiając go.

Szpik kostny wytwarza trzy główne typy komórek krwi:

  • Krwinki czerwone, powszechnie znane, gdyż to one nadają krwi szkarłatny kolor; służą do transportu tlenu z płuc do komórek całego ciała.
  • Płytki krwi, które odgrywają istotną rolę w procesach krzepnięcia krwi.
  • Krwinki białe, które pełnią rolę żołnierzy broniących naszego organizmu. Białe krwinki nazywa się także leukocytami (grec. leucos – biały, cyte – komórka).

Niestety, czasem się zdarza, że komórki szpiku kostnego wariują i zaczynają się rozmnażać w niekontrolowany sposób: to właśnie nowotwór krwi, czyli białaczka.

Szpik kostny zaczyna produkować tyle białych krwinek, że nawet krew bieleje. Dziewiętnastowieczni lekarze, którzy jako pierwsi zaobserwowali to zjawisko, nazwali więc tę chorobę leukemią, co po grecku znaczy «biała krew» (grec. leucos – biały, hemo – krew).

Białaczka, choroba śmiertelna w 99,93% przypadków

Choć w przypadku białaczki białe krwinki się rozmnażają, to to samo nie dzieje się z innymi komórkami krwi. Spada ilość czerwonych krwinek, prowadząc do anemii, którą charakteryzyje blada cera i silne zmęczenie. Ilość płytek krwi także spada, co grozi krwotokami, gdyż krew nie krzepnie w prawidłowy sposób.

Można by pomyśleć, że przynajmniej duża ilość białych krwinek zapewni maksymalną ochronę przeciwko infekcjom. Niestety, tak się nie dzieje. Wręcz przeciwnie, te tak liczne białe krwinki nie osiągnęły dojrzałości, więc nie pełnią swojej roli ochronnej. Pacjentowi grożą wówczas infekcje, a zwłaszcza sepsa, śmiertelna ogólnoustrojowa reakcja zapalna.

Jak się przekonamy, białaczkę częściowo pokonano w 1971 r. dzięki chemioterapii pozwalającej na wyleczenie w 50%. Ale do tego czasu, była to choroba straszliwa i śmiertelna w 99,93% przypadków. Po wojnie, lekarze nie dysponowali żadnymi sposobami leczenia. Nie stosowano nawet transfuzji krwi (przetaczania choremu krwi od innej osoby), gdyż to tylko bezsensownie przedłużało cierpienia chorego.

Medyczna trudność w leczeniu białaczki polega na tym, że komórki, które zaczynają się w sposób niekontrolowany rozmnażać w szpiku kostnym, tylko nieznacznie różnią się od zdrowych komórek. Swoją zdolność gwałtownego rozmnażania się „zawdzięczają” minimalnej mutacji kodu DNA w swoim jądrze komórkowym.

A zatem, jeśli będziemy się starali zniszczyć komórki nowotworowe jednym lekiem, zniszczymy także komórki zdrowe. W 1945 r. wielki badacz w dziedzinie nowotworów, profesor W.H. Wolgom, tak podsumował ten problem: Osoby, które nie kształciły się w dziedzinie chemii lub medycyny, mogą sobie nawet nie zdawać sprawy, jak wielka to trudność. Jest prawie, nie całkiem, lecz prawie, równie trudno znaleźć lekarstwo, które wyleczyłoby prawe ucho, ale nie lewe.

Testowanie gazu musztardowego na pacjencie chorym na nowotwór

Pomimo tych, wydawałoby się nie do przejścia, trudności dwóch naukowców z amerykańskich Wojsk Chemicznych postanowiło przetestować działanie gazu musztardowego na myszach chorych na chłoniaka. Chłoniak jest nowotworem węzłów chłonnych, który także wywołuje niekontrolowane mnożenie się białych krwinek (limfocytów).

I rzeczywiście, po tylko dwóch dawkach preparatu, guz zaczął mięknąć i maleć, aż w końcu stał się niewyczuwalny.

Według dwóch naukowców, wynik ten był wystarczająco zachęcający, by uzasadnić prowadzenie prób na ludziach.

To czas, kiedy badania medyczne wkraczają w erę nowoczesności. Nowi naukowcy uważają, za etyczne narażanie chorych na ryzyko, jeśli pomoże to poznać chorobę i jeśli istnieje choćby nikła nadzieja na znalezienie w ten sposób nowych sposobów leczenia kolejnych pacjentów.

To jest sprzeczne z klasyczną wizją lekarza kierującego się słowami przysięgi Hipokratesa, by „przede wszystkim nie szkodzić” pacjentowi (primum non nocere). Ale czy przysięgi tej rzeczywiście przestrzegali przedstawiciele profesji, w której na wielką skalę stosowano upuszczanie krwi, przeczyszczenie, rzekome „leczenie” rtęcią, arszenikiem czy antymonem (silnymi truciznami), bez najmniejszego nawet naukowego dowodu ich skuteczności?

A jednak, Alfred Gilman i Louis Goodman postanowili wypróbować swój pomysł na pacjencie. Był to mężczyzna, J.D., w wieku 48 lat, chorujący na chłoniaka. Podano mu dożylnie gaz musztardowy. Na początku zareagował podobnie jak myszy: guzy zniknęły w ciągu dziesięciu dni. Jednak po miesiącu się odnowiły. Wtedy znowu podano mu dożylnie gaz musztardowy. Jak można się było spodziewać, broń chemiczna zniszczyła równocześnie jego szpik kostny i chłoniaka, i tak jak nieszczęśni żołnierze spod Ypres, J.D. zmarł.

Zdaniem lekarzy, leczenie nie spowolniło rozwoju choroby. Wręcz przeciwnie, niepożądane działanie lekarstwa na szpik kostny przyspieszyło śmierć pacjenta, ponieważ czerwone krwinki i płytki krwi także uległy zniszczeniu.

Następny pacjent miał jeszcze mniej szczęścia: leczenie nie miało żadnego wpływu na guz. Natomiast całkowicie zniszczyło jego szpik kostny, powodując śmierć.

Gaz musztardowy został zakwalifikowany jako „zbyt toksyczny”, nawet na potrzeby leczenia nowotworów. Ale doświadczenie myszy i pierwszego chorego, u których wydawało się, że przed śmiercią nastąpiła remisja, ponieważ nowotwór rzeczywiście się wycofał, poruszyło umysły.

Chemicy rozpoczęli więc „prace” nad gazem musztardowym, zmierzające do jego modyfikacji lub do wytworzenia takiej substancji, która miałaby podobne działanie na nowotwór, jednak bez niszczenia szpiku kostnego.

Wojska Chemiczne armii amerykańskiej przekształcone w ośrodek badań nad chemioterapią

Badania te były prowadzone pod dyrekcją doktora Corneliusa Rhoadsa.

Służby rozwiązano w 1945 r., ale sprzęt i cały personel przekształcono w ośrodek leczenia nowotworów. Dwóch amerykańskich filantropów, Alfred Sloan i Charles Kettering, przeznaczyło w 1948 r. darowiznę na dalsze prowadzenie prac, i w ten właśnie sposób powstał Instytut Sloan-Kettering, który do dziś liczy się w dziedzinie leczenia raka.

W miarę prowadzenia dalszych badań naukowcy odkryli mniej toksyczne substancje wywodzące się z gazu musztardowego, dzięki czemu można było je stosować w celu zmniejszania guzów przy jednoczesnym ograniczaniu działań niepożądanych. W taki właśnie sposób pojawiła się pierwsza generacja leków stosowanych w chemioterapii, w tym tiotepa (1950), chlorambucyl (1953), melfalan (1953) i cyklofosfamid (1957), stosowane do dziś.

W połączeniu z kortykoidami, melfalan stosuje się w leczeniu szpiczaka, innej postaci nowotworu szpiku kostnego. Od gazu musztardowego melfalan różni się tylko tym, że naukowcy zastąpili atom siarki atomem azotu.

Ale później okazało się, że leczenie białaczki nie jest możliwe w oparciu o tylko jedną kategorię leków. Dopiero podanie kombinacji preparatów miało pozwolić na wygraną walkę z tą chorobą.

Odkrycie metotreksatu

Wkrótce po odkryciu działania gazu musztardowego na białaczkę naukowiec z Harvardu, Sydney Farber, spostrzegł, że leczone przez niego na białaczkę dzieci umierały szybciej po podaniu kwasu foliowego (witaminy B9).

Zamiast natychmiast porzucić ten sposób leczenia, wpadł na pomysł, który obecnie wydaje się oczywisty, ale który był absolutnie genialny: ponieważ kwas foliowy przyśpiesza śmierć, to być może substancja, która blokuje działanie kwasu foliowego, mogłaby działać leczniczo?

We współpracy z Harriett Kilte i chemikami z Laboratoriów Lederle, Farber opracował aminopterynę, a następnie ametopterynę (metotreksat), substancję będącą antagonistą kwasu foliowego, skuteczną w blokowaniu mnożenia się komórek nowotworowych.

W rzeczywistości, do rozmnażania się komórki wykorzystują kwas foliowy. Podając swoim pacjentom kwas foliowy, Farber bezwiednie „dożywiał” komórki nowotworowe, umożliwiając im jeszcze szybsze mnożenie się.

Także inne leki antybiałaczkowe zostały odkryte w tym samym czasie: 6-merkaptopuryna (6-mp) i alkaloid pochodzący z tropikalnej rośliny, winkrystyna.

Tym niemniej, stosowane pojedynczo, preparaty te dalej wyrządzały chorym więcej szkody niż pożytku. W 1967 r., po 20 latach testów, wyniki badania na 1000 dzieci poddawanych w tym okresie leczeniu wykazały, że tylko dwoje z nich można było uznać za «wyleczone», to znaczy, że przeżyły ponad 5 lat.

Walka z białaczką wydawała się więc beznadziejna.

Leczenie białaczki

To dawnej jednostce Wojsk Chemicznych, a dokładniej: doktorowi Howardowi Skipper z Instytutu Sloan-Kettering, zawdzięczamy protokół leczenia, dzięki któremu odsetek dzieci z białaczką przeżywających ponad 5 lat, wzrósł z 0,07% w 1945 r. do 71% obecnie.

Jako osoba ukształtowana w środowiskach militarnych, pojął, że białaczkę można zniszczyć tylko poprzez całkowitą likwidację wroga: komórek nowotworowych w szpiku kostnym.

Trzeba było przygotować się, zarówno praktycznie, jak i psychologicznie, na totalną wojnę, wykorzystując zarówno broń chemiczną (chemioterapia), jak i atomową (radioterapia), wyznaczając sobie tylko jedną granicę: by leczenie zakończyło się tuż przed zabiciem chorego. Z tego powodu przymykano oczy na cierpienie chorych dzieci, które zostały poświęcone podczas szukania tej granicy, i na to, że mali pacjenci musieli znosić po każdym etapie leczenia mdłości i wymioty tak silne, że większość z nich narażone było na niedożywienie i zahamowanie wzrostu. Zdrowe komórki dzieci ulegały przy tym zniszczeniu tak samo jak komórki nowotworowe, co wywoływało wypadanie włosów, owrzodzenie jamy ustnej oraz przewlekłą biegunkę i przewlekłe zapalenie dróg moczowych.

Podczas całego tego strasznego okresu poszukiwania leczenia, niepożądane skutki były znacznie poważniejsze niż działanie samej choroby, i częściej to leki zabijały chorych niż sam nowotwór.

A mimo to dr Skipper wreszcie znalazł lekarstwo. Jego innowacyjność polegała na zrozumieniu, że błędem jego poprzedników było zbyt wczesne przerywanie leczenia.

Dotąd praktykowano wywołanie u chorego remisji, a następnie zmniejszanie dawek, by zmniejszyć toksyczność leczenia. Dr Skipper, przeciwnie, postanowił podwyższyć dawkę po remisji.

Wyobrażał sobie bowiem, i miał rację, że komórki nowotworowe, które przetrwają pierwszy atak, to te najbardziej odporne i najbardziej złośliwe. I to je właśnie trzeba przede wszystkim zlokalizować i unicestwić, by nie mogły się rozmnażać i kontratakować z jeszcze większą siłą.

Zaobserwowano wówczas, że przy nawrotach nowotworu leki były dużo mniej skuteczne, tak jakby komórki nowotworowe uodporniły się na chemioterapię.

Lekarze zaczęli stosować tę zasadę – zaczynali od podawania leków względnie mało toksycznych: winkrystynę i prednizon (pochodną kortyzonu) w celu wywołania remisji. Po osłabieniu nieprzyjaciela, atakowali bronią masowego rażenia: metotreksatem i 6-mp, a następnie kontynuowali leczenie przez dwa do trzech lat w nadziei na unicestwienie wszystkich, co do jednej, pozostałych przy życiu komórek nowotworowych.

To leczenie umożliwiło tylko skromny postęp, ale lekarze zauważyli, że komórki nowotworowe szukały schronienia w mózgu. Chronione przed chemioterapią za barierą krew-mózg, kryły się tam jak w bunkrze.

To dało pomysł innemu lekarzowi – doktorowi Pinkelowi – sięgnięcia po broń atomową: zdecydował się on poddać mózg dzieci z białaczką działaniu promieniowania radioaktywnego. Poniósł porażkę... Wobec tego u następnego pacjenta podwoił dawkę promieniowania.

Tym razem, częstotliwość nawrotów zmniejszyła się dwudziestokrotnie!

To był prawdziwy siedmiomilowy krok w leczeniu białaczki. Cierpienia poświęconych pacjentów przyniosły owoce. Wskaźnik przeżycia ponad 5 lat u dzieci wzrósł do 50% w 1971 r., i do 71% w 1995 r. dzięki usprawnieniu leczenia.

Ogółem rzecz biorąc, obecnie, 50% pacjentów z białaczką, w tym dorosłych, żyje dłużej niż 5 lat od diagnozy.

Straszna historia, która jednak dobrze się kończy

Jest to zatem straszna historia, która jednak kończy się raczej dobrze.

Mówię „raczej”, gdyż daleko nam do pozbycia się problemu białaczki. Obecnie stosowane leczenie (praktycznie takie samo jak to opracowane w latach 70. ubiegłego wieku) nadal wywołuje skutki uboczne (obniżenie ilorazu inteligencji w związku z oddziaływaniem na mózg) oraz powoduje wzrost ryzyka zachorowalności na białaczkę w wieku dorosłym, co także jest skutkiem ubocznym leczenia.

Dlatego badania dalej prowadzi się z rozmachem. Chciałoby się znaleźć mniej toksyczny i mniej agresywny sposób leczenia.

Niestety, spektakularne postępy z lat 60. XX w. nie zostały powtórzone. Leczenie białaczki ciągle, grosso modo, wygląda tak samo. Doktor Nicole Délépine, słynąca ze swojego oddziału leczenia białaczki w szpitalu w Garches, uważa, że nowe sposoby leczenia, które laboratoria próbują testować, nawet nie zasługują na testowanie. Jej zdaniem, dobry stary metotreksat pozostanie jedyną sprawdzoną substancją w tej dziedzinie.

I na tym tak naprawdę polega różnica pomiędzy pokoleniem naszych rodziców, które było świadkiem postępów powojennej medycyny, a nami. Ich optymizm i nieskończone zaufanie w postęp medycyny były oparte na licznych odkryciach, które miały wówczas miejsce. I prawdą jest, że spektakularne postępy, jak te w leczeniu białaczki, pozwalały mieć nadzieję, że będą one miały swój dalszy ciąg.

Tak się nie stało.

W walce przeciwko nowotworowi, postępy następują wolno, bardzo wolno. Ale i tak możemy się uważać za szczęściarzy, bo już możemy leczyć białaczkę u dzieci. To naprawdę coś dobrego.

I teraz łatwiej też zrozumieć pragnienie wielu osób, i to coraz liczniejszego grona, by angażować się w poznawanie przyczyn (np. środowiskowych) nowotworów oraz odkrywanie najskuteczniejszych sposobów zapobiegania tej chorobie, skoro nie ma naprawdę zadowalającego sposobu leczenia.

Zdrowia życzę,
Jean-Marc Dupuis

art.2

ŻYĆ 100 LAT I DŁUŻEJ…

Ludzie na całym świecie żyją coraz dłużej. W jednym z najnowszych raportów WHO przedstawione zostały szokujące dane: w ciągu dwudziestu lat zyskaliśmy osiem godzin więcej na dzień pod względem długości życia! Oczekiwana długość życia ludzkiego wynosi 72 lata dla kobiet i 68 lat dla mężczyzn. Jednak nie cieszmy się przedwcześnie, ponieważ wzrost średniej długości życia na naszej planecie odnotowuje się dzięki zjawiskom demograficznym zachodzącym w krajach rozwijających się (w Indiach, Chinach), gdzie nadal wzrasta oczekiwana długość życia, a śmiertelność wśród niemowląt ciągle spada. W Europie oczekiwana długość życia od urodzenia we wszystkich krajach wzrosła pomiędzy 2001 a 2011 rokiem. Zmiana długości życia Polaków jest szczególnie widoczna w porównaniu z sytuacją w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Od tamtego czasu średnia długość życia mężczyzn wydłużyła się o ponad 6 lat, natomiast kobiet o 5,7 roku. W 2011 roku przeciętna długość życia mężczyzn wynosiła 72,4 lat, a kobiet – 80,9 lat. Najdłużej żyjącymi kobietami w Europie są Francuzki – ich średnia długość życia to 84,8 roku. Ale jest też druga strona medalu. Przede wszystkim w 2012 r. zmarło w Polsce o ponad 4000 osób więcej niż w 2011 r.

Tendencja liczby zgonów w naszym kraju jest raczej wzrostowa, która przez statystyków została określona jako „jednostajna”. Podczas jednego z nowszych badań sponsorowanych przez holenderskie Ministerstwo Zdrowia naukowcy znaleźli dowody na to, że obecnie osoby dorosłe są biologicznie „starsze” o 15 lat niż ich rodzice i dziadkowie, gdy byli w tym samym wieku. Wyniki te powstały w oparciu o monitorowanie od 1987 roku 6377 mężczyzn i kobiet.

Stwierdzono, że w populacji coraz częściej występuje nadwaga, nadciśnienie lub cukrzyca. Obecnie ludzie po trzydziestce są zagrożeni większym (o 20%) ryzykiem otyłości niż ich rówieśnicy z poprzednich pokoleń. Dla kobiet po dwudziestym roku życia ryzyko to jest nawet dwa razy większe. Wyniki te potwierdza wskaźnik HLE (ang. healthy life expectancy – oczekiwana długość życia w dobrym stanie zdrowia).

To właśnie wskaźnik HLE budzi obawy specjalistów. Ta nowa koncepcja pomaga oszacować jakość życia w dobrym stanie zdrowia wśród Europejczyków. HLE mierzy się co roku, zbierając odpowiedzi na następujące pytanie: „W jakim stopniu problemy ze zdrowiem wpłynęły na ograniczenie Państwa codziennych czynności w ciągu ostatnich sześciu miesięcy?”.

W swoim raporcie z 2013 r. GUS martwi się stale utrzymującym się na wysokim poziomie „zjawiskiem nadumieralności mężczyzn” (ponad poziom umieralności kobiet). Mimo że w dekadzie lat dziewięćdziesiątych różnica między przeciętnym trwaniem życia kobiet i mężczyzn malała (z wielkości 9 lat w 1990r do 8.3 w 2000 r.) początek bieżącego stulecia przyniósł ponowny jej wzrost do 8,5 lat w 2011 r.”

Współczynnik zgonów dla mężczyzn jest 4-krotnie wyższy niż dla kobiet.  Zjawisko to obserwowane jest we wszystkich grupach wiekowych, natomiast różnica ta zwiększa się wraz z wiekiem. W starszych grupach wiekowych współczynnik ten jest 3- i 2-krotnie wyższy. Niepokojący jest również fakt, że coraz więcej Polaków cierpi na choroby powszechnie określane jako „cywilizacyjne”. Jak podaje GUS, „głównymi przyczynami zgonów w Polsce są choroby układu krążenia i choroby nowotworowe; stanowią one ponad 70% wszystkich zgonów”.

Najbardziej niepokojący jest fakt, że na tego typu choroby zapadają najczęściej osoby stosunkowo młode (ok. 50 lat)! Wydłużenie oczekiwanej długości życia wiąże się niestety z gorszym zdrowiem i ograniczeniem aktywności, a co gorsze ograniczenie to coraz częściej dotyka ludzi w wieku od 50 do 65 lat!

KTO PRZODUJE W ZAŻYWANIU LEKÓW?


Jak podaje Urząd Rejestracji Produktów Leczni- czych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych drugie miejsce w Europie – tuż za Francją – pod względem liczby opakowań leków przypadających na jednego mieszkańca zajmuje... Polska, w której sprzedaż leków od kilkunastu lat rośnie!

Do najczęściej używanych przez Polaków lekarstw dostępnych bez recepty (OTC; ang. over the counter) należą środki przeciwbólowe i przeciwzapalne, w tym przede wszystkim środki na przeziębienie, ból gardła, grypę, a także nasercowe i poprawiające krążenie oraz środki uspokajające i nasenne.

Rocznie Polacy wydają ok. 4 mld zł na leki dostępne bez recepty, z czego ok. 1 mld na niesteroidowe leki przeciwzapalne – zaliczane do grupy leków najczęściej wywołujących objawy niepożądane. Jak pokazują badania, co drugi Polak zawsze ma przy sobie środek, który mu przynosi ulgę. Ponad 20% populacji (zwłaszcza kobiet!) jest uzależnionych od leków: przeciwbólowych, uspokajających, ale też na trawienie czy przemianę materii.

Gdy tylko nadchodzi sezon grypowy, reklamy w telewizji, radiu, gazetach bombardują nas informacjami o nowych złotych środkach zwalczających objawy przeziębienia – co staje się nie do wytrzymania! Nie wspomnę już o preparatach na odchudzanie, impotencję itd., które są „na czasie” przez cały rok. Takiej liczby reklam leków w mediach nie ma np. we Francji. To zdecydowanie zachęca Polaków do zakupu tych preparatów.

Spośród osób po 80. roku życia trafiających do polskich szpitali co najmniej 20% znajduje się tam z powodu interakcji lekowych! Wśród osób w wieku powyżej 65 lat aż 15% codziennie zażywa siedem lub więcej różnych leków na rozmaite dolegliwości, co zwiększa ryzyko powstania skutków ubocznych. W tej grupie pacjentów przepisywanych jest dużo leków przeciwdepresyjnych i przeciwlękowych, które mogą powodować dezorientację, zmęczenie, utratę równowagi, upadki i złamania powodujące funkcjonalną niepełnosprawność.
I jeszcze inne szokujące dane: w Polsce aż 8–10% pacjentów szpitalnych oddziałów wewnętrznych (a wśród osób po 80. roku życia nawet 20%) to pacjenci z problemami wywołanymi niepożą -danym działaniem leków.

WĄTPLIWA POLITYKA ZAPOBIEGANIA CHOROBOM


Jeżeli przepisywanie leków na masową skalę odegrało pewną rolę w skróceniu długości życia w dobrym stanie zdrowia, to o to samo można obwiniać sposób odżywiania. Polska należy do grupy krajów o najwyższej zachorowalności na cukrzycę.

Cierpi na nią już co najmniej 3 mln Polaków, z czego większość, bo ok. 90 proc., według raportu z 2010 r. Cukrzyca. Ukryta pandemia. Sytuacja w Polsce, stanowią osoby z cukrzycą typu 214. Cukrzyca typu 2 objawia się brakiem zdolności organizmu do rozkładania węglowodanów dostarczanych z pożywieniem w takich produktach jak słodycze czy produkty zbożowe. Choroba częściej pojawia się u osób starszych, ponieważ z czasem trzustka, odpowiedzialna za produkcję insuliny (hormonu, który kontroluje poziom cukru we krwi), ulega osłabieniu.

Niestety, nawet diabetycy zażywający odpowiednie leki cierpią na wiele powikłań, które mogą powodować niezdolność do samodzielnego życia: problemy z poruszaniem się, problemy z układem krwionośnym, kataraktę, zwyrodnienie plamki żółtej lub ślepotę, niewydolność nerek itp. Tak więc zaskakujące z pozoru skrócenie długości życia w dobrym stanie zdrowia wcale nie zadziwia… Elisabeth Josse

art 3

Rak skóry:to nie słońce jest czynnikiem ryzyka

Latem nie tylko wczasowicze zażywają kąpieli słonecznych. Ze słońca korzystają też... pomidory i inne warzywa uprawiane w przydomowych ogródkach.
Jeżeli słońce jest dobre dla roślin, to dlaczego nie dla nas?

ROŚLINY NIE MAJĄ CZERNIAKA
Rośliny zadziwiają tym, że choć przez cały dzień wystawione są na działanie promieni słonecznych i nie używają kremów ochronnych ani parasolek,
to do prawidłowego rozwoju wystarczy im zapas wody.
Na czym polega ich sekret? Tę odporność na działanie słońca zawdzięczają znajdującym się w ich liściach barwnikom. Nazywamy je karotenoidami.

Karotenoidy to barwniki o właściwościach przeciwutleniających. Oznacza to, że przechwytują one wolne rodniki powstające na skutek promieniowania
ultrafioletowego (UV). Wolne rodniki powodują oksydacyjne uszkodzenia wszystkich składników komórki, w tym również szczególnie dla niej dotkliwe: uszkodzenia DNA. Natomiast dzięki antyoksydantom takim jak karotenoidy promieniowanie UV kierowane jest do chlorofilu, który wykorzystuje je do syntezy substancji odżywczych.

Zjawisko to nazywamy fotosyntezą. Karotenoidy działają jak strażacy, a także jak budowniczowie. Z jednej strony nie pozwalają wolnym rodnikom przedostać się do zdrowych komórek i zapobiegają rozprzestrzenianiu się ognia, czyli powstawaniu nowotworu w przypadku, gdy dojdzie do uszkodzenia DNA. Z drugiej zaś biorą one udział w tworzeniu materii roślinnej poprzez proces fotosyntezy.

Warto wiedzieć, że – podobnie jak rośliny – mamy na swojej powierzchni (w skórze) karotenoidy. Barwniki te znajdują się w wielu dojrzewających latem warzywach i owocach. Po ich zjedzeniu wchłaniane są przez organizm, szczególnie zaś przez komórki skóry.
I chronią nas one – tak samo jak chronią rośliny – przed szkodliwym działaniem promieniowania UV.
Możemy więc tak dobierać dietę, aby podobnie jak rośliny uniknąć zachorowania na czerniaka (rodzaj nowotworu skóry).

Jednakże oprócz karotenoidów ludzkie ciało ma do dyspozycji jeszcze jeden barwnik chroniący skórę przed słońcem. Jego głównym zadaniem jest ochrona DNA przed działaniem promieniowania UV. Jest to melanina, którą syntetyzujemy po ekspozycji na słońce i która nadaje naszej skórze brązową barwę.
Karotenoidy i melanina to dwa naturalne pigmenty, które chronią skórę przed szkodliwym działaniem promieniowania UV.
O ile łatwo jest zwiększyć stężenie karotenoidów w skórze poprzez stosowanie odpowiedniej diety, to pod względem zdolności do wytwarzania melaniny
jesteśmy niezwykle zróżnicowani. A odpowiedzialne za to są geny, które warunkują nasz kolor skóry.

Koniecznie dostosuj czas ekspozycji na słońce do swojej karnacji. Im mniej melaniny w skórze, tym bardziej jesteś wystawiony na atak promieniowania
UV. Zatem osoby o niskim stężeniu tego barwnika (te o bardzo jasnej karnacji, których skóra po ekspozycji na słońce zaczerwienia się, a nie brązowieje)
powinny dodatkowo spożywać dużo karotenoidów.

JAK DZIAŁA PROMIENIOWANIE UV?
Wpływ promieniowania UV na skórę zależy od długości fal. Promieniowanie to dzielimy na trzy kategorie: UVA (320–400 nm), UVB (290–320 nm) i UVC (190–290 nm).
Promieniowanie UVA charakteryzuje się największą długością fal. Oznacza to, że niesie ze sobą mniej energii niż promieniowanie UVB i UVC. Właściwość
ta pozwala mu przeniknąć głęboko do wnętrza skóry, aż do tak zwanej skóry właściwej.
Promieniowanie to może powodować uszkodzenia kolagenu – ważnego białka, które nadaje skórze elastyczność. Promieniowanie UVA ma zatem
wpływ na starzenie się skóry, ponieważ powoduje powstawanie zmarszczek.

Promieniowanie UVB ma fale krótsze i zatrzymuje się na zewnętrznej warstwie skóry, czyli naskórku. Większość promieniowania UVB jest filtrowana
przez atmosferę ziemską. Czym grubsza warstwa atmosfery, przez którą muszą przedrzeć się promienie słoneczne, tym mniej promieniowania UVB
dociera do powierzchni Ziemi; najwięcej jest go w okolicach biegunów.

Promieniowanie UVC niesie ze sobą duże ilości energii, co może mieć katastrofalne skutki dla naszej skóry. Na szczęście promieniowanie to jest
filtrowane przez atmosferę i praktycznie w ogóle do nas nie dociera.
Przez długi czas uważano, że promieniowanie UVB sprzyja powstawaniu nowotworów bardziej niż UVA.
Jednakże norweski zespół naukowców zaobserwował,że częstotliwość występowania nowotworów w krajach skandynawskich jest związana z mniejszą
ilością promieniowania UVB docierającego do ziemi na tej szerokości geograficznej. Promieniowanie UVA ma więc silniejsze działanie rakotwórcze niż
promieniowanie UVB.
Ponadto badania prowadzone nad promieniowaniem UVB pomogły w przyznaniu mu ważnej roli biologicznej: dzięki niemu syntetyzujemy witaminę
D i aktywujemy wytwarzanie melaniny. Tak samo jak melanina, również witamina D chroni nas przed nowotworami.

Wpływa ona na ekspresje ponad 200 genów, a przede wszystkim wspomaga naprawę uszkodzeń DNA spowodowanych promieniowaniem UV i tym samym zmniejsza ryzyko powstawania nowotworów.
Witamina ta w niewielkiej ilości znajduje się w pożywieniu, a głównym jej źródłem jest synteza w skórze, wspomagana promieniowaniem UV.
Populacje krajów uprzemysłowionych o małym nasłonecznieniu cierpią na niedobory tej witaminy; tak jest też w przypadku większości Polaków, którzy cierpią na deficyt witaminy D przez sześć miesięcy w roku.

Ponadto ekspozycja na promieniowanie UVB powoduje wydzielanie endorfin, czyli hormonu szczęścia. Jeżeli natura wyposażyła nas w taką możliwość,
to być może miała na celu zachęcić nas do przebywania na słońcu!

UWAGA NA OPARZENIA SŁONECZNE!
To właśnie oparzenia słoneczne są przyczyną czerniaka – najbardziej niebezpiecznego rodzaju raka skóry.
Aby się przed nim ustrzec, należy stopniowo dostosowywać czas przebywania na słońcu w zależności od karnacji. Osoby o jasnej karnacji i jasnym kolorze
oczu muszą być ostrożne i nie wystawiać się na działanie promieni słonecznych w najgorętszej porze dnia, a także nie przebywać zbyt długo na słońcu.

Niezależnie od karnacji można zwiększyć naturalną ochronę zapewnianą przez karotenoidy, stosując podane dalej wskazówki żywieniowe.

SŁOŃCE NIE JEST RAKOTWÓRCZE, ALE OPARZENIA SŁONECZNE JAK NAJBARDZIEJ!
Po zbyt intensywnej ekspozycji na promieniowanie UV (zbyt długiej lub zbyt gwałtownej) zawarte w skórze pigmenty nie są w stanie przechwytywać
wolnych rodników.
Wolne rodniki niszczą komórki skóry i DNA. W tym momencie organizm uruchamia reakcję odpornościową, która ma na celu zwalczenie uszkodzeń.
Krew zaczyna krążyć szybciej, powodując zaczerwienienie i uczucie gorąca, dobrze znane wszystkim, którzy kiedykolwiek poparzyli się na słońcu. Martwe
komórki w miejscach dotkniętych oparzeniami słonecznymi zaczynają się złuszczać. Złuszcza się naskórek, a wraz z nim tracisz całą melaninę.

To właśnie w tym momencie powstaje największe zagrożenie wystąpienia nowotworów: skóra nie jest już w żaden sposób chroniona, więc promieniowanie UV dociera bezpośrednio do komórek, uszkadzając je i powodując mutacje genów. A mutacje te – wywoływane przez wolne rodniki – mogą prowadzić do nadmiernego namnażania się komórek, a następnie do rozwoju nowotworu.

Przede wszystkim więc unikaj nadmiernej ekspozycji na słońce zaraz po tym, jak „zejdzie” Ci skóra.

RAK, NADPOBUDLIWOŚĆ: SŁOŃCE POMAGA ZAPOBIEGAĆ WIELU POWAŻNYM CHOROBOM
Podczas przeprowadzonego niedawno w Kalifornii badania wykazano, że u dzieci mieszkających w bardziej nasłonecznionych regionach rzadziej niż
u pozostałych występują nowotwory.
Okazuje się, że istotne znaczenie ma ekspozycja na słońce już podczas ciąży: dzieci matek, które korzystały z kąpieli słonecznych, rzadziej chorują na raka.

Inny zespół naukowców ustalił związek pomiędzy zaburzeniami uwagi i nadpobudliwością a poziomem nasłonecznienia w różnych regionach Stanów
Zjednoczonych: zaburzenia uwagi występowały częściej u dzieci mieszkających w regionach o słabszym nasłonecznieniu.
Zatem regularna i umiarkowana ekspozycja na słońce jest dla nas dobra!
Promieniowanie UV jest niezbędne do syntetyzowania witaminy D i melaniny. Witamina D z kolei chroni nas w naturalny sposób przed ponad 15 rodzajami nowotworów
.
ODŻYWIANIE: CZEGO UCZĄ NAS ROŚLINY?
Tajną bronią roślin przeciwko oparzeniom słonecznym są karotenoidy. Przechwytują one wolne rodniki powstające na skutek promieniowania UV, co zapewnia ochronę zdrowym komórkom.
Karotenoidy to grupa żółtych, pomarańczowych i czerwonych barwników, które znajdują się w wielu kolorowych owocach i warzywach, nawet w tych
o ciemnozielonym zabarwieniu. W przypadku roślin o zielonym kolorze barwniki charakterystyczne dla karotenoidów maskowane są przez chlorofil.
W liściach roślin, w tym w liściach zielonych warzyw, chlorofil ulega jesienią rozkładowi, dzięki czemu możesz wówczas zaobserwować wszystkie
odcienie kolorów karotenoidów: stąd właśnie bierze się jesienna feeria barw.

W roślinach znajduje się wiele rodzajów karotenoidów:
• Beta-karoten: słynny barwnik nadający marchwi zdrowy, soczysty wygląd. Występuje on także w warzywach o ciemnozielonych liściach, grochu i kapuście.
•• Likopen: ochronny barwnik zawarty w pomidorach (w dużych ilościach znajdziesz go więc w przecierach i sosach pomidorowych), ale także w guawie i różowych grejpfrutach.
• Luteina i zeaksantyna: te karotenoidy zapobiegają również starzeniu się skóry.

Jedz żółtka jaj, jak również szpinak, dynię, kukurydzę, brokuły i rośliny z rodziny krzyżowych (kapustowatych), aby Twoja skóra była nawilżona i gładka jak jedwab. Wchłanianie różnorakich składników odżywczych z wymienionych warzyw jest lepsze po dodaniu oleju i po ich ugotowaniu.
Warzywa te możesz jeść także w postaci mrożonek, ponieważ karotenoidy są odporne na działanie ekstremalnych temperatur i mrożenie ich nie niszczy.
Pamiętaj, że ich zadaniem jest ochrona roślin przed ekstremalnymi warunkami. Możesz również zażywać witaminy C i E, które wzmacniają działanie
karotenoidów. Działają one bardziej skutecznie, kiedy zażywa się je razem, ponieważ wspomagają wzajemnie swoje działanie.

Również kwasy tłuszczowe omega-3 w pewnym stopniu chronią Cię przed oparzeniami słonecznymi i dodatkowo chronią DNA przed szkodliwym
działaniem promieniowania UV6. W kwasy tłuszczowe omega-3 bogate są tłuste ryby, orzechy i olej rzepakowy oraz lniany.

A CO Z SOLARIUM?
Taka propozycja w czasopiśmie poświęconym zdrowiu może szokować, ale w rzeczywistości, aby przygotować skórę do słońca, można jeszcze przed wakacjami wybrać się kilka razy do solarium.
Wystawienie skóry na działanie promieniowania UV zwiększy produkcję melaniny w skórze, co zapewni lepszą ochronę podczas opalania na plaży.

Pod warunkiem jednak, że najpierw sprawdzisz, z jakim łóżkiem masz do czynienia. W Polsce nadal dopuszczone są do użytku łóżka wytwarzajace więcej
szkodliwego dla skóry promieniowania UVA niż UVB. Opalanie w takim solarium zwiększa ryzyko wystąpienia nowotworów!
Do skóry osób korzystających z solariów starego typu dociera więc tylko promieniowanie UVA, które jest bardzo niebezpieczne dla zdrowia.
To by wyjaśniało, dlaczego niektórzy użytkownicy solariów są bardziej narażeni na powstawanie nowotworów. Nie są oni w stanie w ykorzystać
właściwości ochronnych witaminy D, ponieważ jest ona syntetyzowana wyłącznie przy obecności promieniowania UVB.
Dlatego najbezpieczniej jest przygotować skórę za pomocą promieni słonecznych: można syntetyzować po trochu melaninę, wystawiając się na słońce
regularnie i na krótki czas.

RAK SKÓRY A KREMY Z FILTREM
Producenci kremów z filtrem według powszechnej opinii zostali uznani za najbardziej przyczyniających się do zapobiegania rakowi skóry. Warto więc
zwrócić uwagę na to, co Ci przekazują, ponieważ ich celem jest wyłącznie sprzedaż kremów.
Na przykład zalecenie smarowania się kremem co dwie godziny jest bardzo niebezpieczne: ludzie zaczynają myśleć, że dzięki stosowaniu kremu mogą
spędzić cały dzień na słońcu!
Podczas jednego z badań stwierdzono, że osoby stosujące kremy z filtrem spędzają na słońcu więcej czasu niż te, które ich nie stosują7. Takie zachowanie jest bardzo niebezpieczne, ponieważ kremów nie należy stosować, aby przedłużyć pobyt na słońcu.
Oczywiście zapobiegają one oparzeniom słonecznym, ale prawdziwym problemem jest to, że nie pozwalają przekazać Twojemu organizmowi sygnału,
że ma już dość promieniowania UV!

PRZYGOTUJ SWOJĄ SKÓRĘ NA SŁOŃCE
Aby odpowiednio przygotować skórę, przyjmuj co najmniej 12 mg karotenoidów dziennie przez cztery do sześciu tygodni.
Osobom jedzącym dużo warzyw mogą wystarczyć karotenoidy dostarczane z pożywieniem.
12 mg karotenoidów znajduje się w:
• 120 g marchwi,
• 400 g grochu lub salsefii,
• 20 g oleju słonecznikowego,
• 26 g migdałów lub orzechów laskowych,
• 88 ml sosu pomidorowego i
• 190 g arbuza.
Na rynku dostępne są także suplementy diety wspomagające opalanie.
Nie powodują one brązowienia skóry (ponieważ nie zawierają melaniny), ale zwiększają jej odporność na oparzenia słoneczne. Wybieraj suplementy
zawierające naturalny beta-karoten, ponieważ są one znacznie lepsze dla Twojego zdrowia od produktów syntetycznych.
Palacze! Uważajcie na syntetyczny beta-karoten!
Wyniki dwóch badań wykazały, że przyjmowanie nadmiernej ilości beta-karotenu (powyżej 20 mg) dziennie zwiększa znacząco ryzyko zachorowania
na raka płuc. Należy więc uważać, jeżeli oprócz diety bogatej w beta-karoten przyjmuje się suplementy, ponieważ łatwo tę dawkę przekroczyć.

KORZYSTAJ ZE SŁOŃCA!
Trzy ważne informacje do zapamiętania:
1. Przygotuj skórę od czterech do sześciu tygodni wcześniej, jedząc dużo żywności zawierającej karotenoidy lub stosując suplementy diety.
2. Dostosuj czas przebywania na słońcu tak, aby powoli zwiększyć ilość melaniny w skórze.
3. Aby uniknąć oparzeń słonecznych, noś kapelusz lub czapkę i koszulkę – nie stosuj kremów przeciwsłonecznych!
Morgane Vedrines

PRZED KTÓRYMI RODZAJAMI NOWOTWORÓW CHRONIĄ CIĘ KREMY Z FILTREM?
Istnieją trzy różne rodzaje raka skóry:

Rak podstawnokomórkowy: najczęściej występujący i najmniej niebezpieczny z nowotworów skóry.
Nie daje on przerzutów, więc można go po prostu usunąć chirurgicznie.
Na ten rodzaj nowotworu zapadają głównie osoby o jasnej karnacji.

Rak płaskonabłonkowy: rozwija się na powierzchni skóry i może dawać przerzuty. Jest on bardziej niebezpieczny niż rak podstawnokomórkowy,
ale występuje cztery razy rzadziej. Na zachorowanie na ten rodzaj nowotworu najbardziej narażone są osoby o jasnej karnacji i miłośnicy solarium.

Czerniak: stanowi on 10% wszystkich nowotworów skóry i jest z nich wszystkich najbardziej niebezpieczny.
Rozwija się on w tych komórkach, które produkują melaninę i bardzo szybko daje przerzuty.
Choć udowodniono, że kremy z filtrem skutecznie chronią przez rakiem podstawnokomórkowym, to nie jest to pewne w przypadku raka płaskonabłonkowego i kwestia ta pozostaje kontrowersyjna odnośnie do czerniaka.

Podczas jednej z analiz dziesięciu badań odkryto nawet, że stosowanie kremów z filtrem sprzyja występowaniu czerniaka. Istnieje kilka różnych wyjaśnień takich wyników:
Kremy z filtrem UV blokują syntezę melaniny i witaminy D, które chronią przed wszystkimi trzema rodzajami nowotworów skóry.
Niektóre konserwanty zawarte w tych kremach, takie jak tlenek cynku, pochodne dibenzoilometanu czy OD-PABA przyczyniają się do powstawania
wolnych rodników w kontakcie ze słońcem i, według niektórych naukowców, mogą zwiększać ryzyko zachorowania na raka.
Bez kremu siedzisz na plaży, dopóki nie zacznie Cię „parzyć”. Stosowanie kremu z filtrem opóźnia powstawanie oparzeń i znika potrzeba schronienia
się w cieniu. Krem ten zachęca zatem do dłuższego przebywania na słońcu.
Najlepiej unikaj kremów do opalania, poza takimi przypadkami jak uprawianie sportów wodnych, wyprawa na pustynię czy wakacje w krajach położonych w skrajnych szerokościach geograficznych, jak na przykład Australia czy kraje skandynawskie, gdzie znaczne narażenie na działanie promieniowania UVA zwiększa ryzyko zachorowania na raka.

art 4

Rak Wszystkie naturalne rozwiązania

Rak budzi strach, już samo słowo budzi strach. Niestety są ku temu obiektywne powody: każdego roku rak zabija około ośmiu milionów ludzi na świecie. Te niszczycielskie wyniki przewyższają AIDS i malarię razem wzięte. W większości krajów rozwiniętych rak jest obecnie drugą przyczyną zgonów po chorobach układu krążenia. Mając na uwadze wzrost ogólnej liczby ludności i starzenie się społeczeństwa, uważa się, że liczba zgonów z powodu chorób nowotworowych na świecie w 2030 roku może osiągnąć 15 milionów (w roku tym liczba mieszkańców Ziemi wyniesie blisko 9 miliardów).

Ta ponura prognoza sugeruje, że dla wielu z nas diagnoza raka oznacza rychłą śmierć. Słowo rak jest synonimem bliskiego końca. Jednak to nieprawda. Nie ma w tym nic nieuchronnego. Wręcz przeciwnie, jest przysłowiowe 101 rzeczy, które możesz zrobić, aby mieć większe szanse na uniknięcie zachorowania na raka lub na przeciwdziałanie jego rozwojowi. To właśnie odkryjesz w tej publikacji.

Pokazuje to również ta niezwykła historia opublikowana w The New York Times.

Wyspa, na której ludzie zapominają umrzeć W amerykańskim The New York Times opublikowano kiedyś artykuł pod zaskakującym tytułem: „Wyspa, na której ludzie zapominają umrzeć” (The Island Where People Forget To Die)1. Artykuł ten opisywał historię pochodzącego z Grecji weterana drugiej wojny światowej, Stamatisa Moraitisa, który po zakończeniu wojny wyjechał do USA. Przyjął on amerykański styl życia, miał troje dzieci, dom na Florydzie i dwa samochody, lecz w 1976 roku dowiedział się, że ma raka płuc. Diagnozę potwierdziło dziewięciu lekarzy, którzy dawali mu dziewięć miesięcy życia. Stamatis Moraitis miał wtedy 62 lata. Zdecydował, że wróci na wyspę, na której się urodził, czyli położoną na Morzu Egejskim Ikarię, aby spocząć wśród swoich przodków na zacienionym cmentarzu nad morzem. Zamieszkał w chacie bielonej wapnem, pośrodku hektarowej winnicy położonej na wzgórzu na północno-wschodnim wybrzeżu Ikarii i czekał na śmierć...

Czekał na śmierć, a potem... Początkowo – pod opieką matki i żony – spędzał całe dnie w łóżku. Jednak wkrótce na nowo odkrył wiarę swojego dzieciństwa – jego dziadek był prawosławnym księdzem – i każdego niedzielnego poranka wędrował do położonej na szczycie wzgórza prawosławnej kapliczki. Kiedy przyjaciele dowiedzieli się o jego powrocie, zaczęli odwiedzać go każdego popołudnia. Rozmawiali godzinami, nieodmiennie wypijając jedną czy dwie butelki miejscowego wina. „Umrę szczęśliwy” – myślał Stamatis. Jednakże w ciągu kilku kolejnych miesięcy stało się coś dziwnego.

Stamatis poczuł, że wracają mu siły. Pewnego dnia czuł się na tyle dobrze, że nawet zasadził nieco warzyw w ogrodzie. Nie miał planów zbierać ich sam – uszczęśliwiało go samo przebywanie na słońcu i wdychanie nadmorskiego powietrza, a także to, że jego żonę będą mogły cieszyć warzywa, kiedy go już nie będzie. Minęło pół roku. Stamatis Moraitis ciągle żył i był coraz dalszy od agonii. Powiększył ogródek, a czując, że wracają mu siły, zabrał się za oczyszczanie winnicy. Coraz lepiej dostosowywał się do rytmu życia na małej wyspie. Wstawał rano wtedy, kiedy miał na to ochotę, wczesnym popołudniem szedł do winnicy, potem jadł dobry obiad i udawał się na sjestę. Wieczorem chadzał do pobliskiej tawerny, w której grał w domino aż do późnej nocy.

Mijały lata. Zdrowie Stamatisa stale się poprawiało. Do domu swoich rodziców dobudował kilka pokoi. Jego winnica przynosiła 1500 litrów wina rocznie. W 2012 roku, w chwili tworzenia wspomnianego artykułu, czyli 35 lat później, miał 97 lat (zgodnie z oficjalnymi dokumentami, których wiarygodność podważa, ponieważ jego zdaniem miał 102 lata) i nie chorował już na raka. Nigdy nie skorzystał z chemioterapii i nie brał żadnych leków. Wyjechał jedynie na Ikarię.
Czy ten przypadek jest reprezentatywny? Historię Stamatisa Moraitisa i Ikarii rozpowszechnił członek towarzystwa National Geographic Society (wydawcy słynnego czasopisma National Geographic), specjalizujący się w opisywaniu długowiecznych populacji na całym świecie.

We wszystkich tego rodzaju cudownych historiach przedstawiano przede wszystkim mieszkańców doliny Vilabamba w Ekwadorze, Buruszów zamieszkujących północny Pakistan oraz górali z Kaukazu i Gruzji, których spodziewana średnia długość życia wynosiła sto lat. Mit ten wziął się stąd, że ludzie ci nie znali swojego dokładnego wieku, a podróżnicy – często w dobrej wierze – nieco podkolorowywali fakty. Jednakże obecnie wiemy, że najdłużej żyjące kobiety na świecie mieszkają na japońskiej wyspie Okinawa. Jeśli zaś chodzi o mężczyzn, to najdłużej żyją mieszkańcy prowincji Nuoro na Sardynii, w której mieszka najwięcej stulatków. Na półwyspie Nicoya w Kostaryce odkryto populację liczącą 100 000 osób, w której śmiertelność osób w średnim wieku jest jedną z najniższych na świecie.

Z kolei w Kalifornii w mieście Loma Linda mieszkają adwentyści dnia siódmego (odłam chrześcijaństwa), których średnia długość życia przekracza średnią oczekiwaną długość życia pozostałych Amerykanów o dziesięć lat. Belgijski demograf, Michel Poulain, stwierdził podczas badań prowadzonych przez Uniwersytet Ateński, że mieszkańcy Ikarii dwa i pół razy częściej niż Amerykanie dożywali wieku 90 lat. Zwłaszcza mężczyźni mają cztery razy większe szanse dożycia dziewięćdziesiątki niż Amerykanie i zazwyczaj w lepszym zdrowiu. A co więcej, na raka lub choroby układu krążenia umierają od ośmiu do dziesięciu lat później, rzadziej chorują na depresję, a procent chorych na demencję starczą

Wyspa, na której pokonałem raka wynosi jedną czwartą wartości tego wskaźnika w Ameryce! Tajemnice Ikarii Według doktora Leriadisa, który mieszka na Ikarii i opiekuje się jej mieszkańcami, ich dobre zdrowie wynika przede wszystkim z prowadzonego trybu życia i doskonałych relacji międzyludzkich, ale przysłużyło mu się również stosowanie specjalnej ziołowej „herbatki górskiej”. Przygotowuje się ją z suszonych ziół rosnących na wyspie i podaje z cytryną na koniec dnia. Jest mieszanką dzikiego majeranku, szałwii, rozmarynu, piołunu, liści mniszka i mięty. Dr Ionna Chinou, profesor farmacji Uniwersytetu Ateńskiego i jeden z najlepszych europejskich ekspertów w dziedzinie właściwości bioaktywnych roślin, potwierdza, że dzika mięta pomaga zwalczać zapalenie dziąseł i łagodzi problemy żołądkowo-jelitowe.

Rozmaryn stosuje się w leczeniu podagry. Piołun poprawia krążenie. Ta herbata jest ważnym źródłem polifenoli, czyli silnych przeciwutleniaczy. Większość z tych roślin ma działanie lekko moczopędne, co z kolei obniża ciśnienie krwi. Również miód uznawany jest za panaceum. „Niektórych z dostępnych tutaj rodzajów miodu nie można znaleźć nigdzie indziej na świecie” – mówi dr Leriadis. „Używa się ich do leczenia wszelkich dolegliwości, od skaleczeń po kaca, w tym także grypy. Osoby w podeszłym wieku rozpoczynają dzień od łyżeczki miodu, którą zażywają jak lekarstwo.”

Podstawy diety mieszkańców Ikarii Śniadanie mieszkańców Ikarii składa się z koziego mleka, wina, naparu z szałwii lub kawy, chleba i miodu. Na obiad jedzą niemal zawsze soczewicę lub fasolę, ziemniaki, sałatkę z mniszka, kopru i rośliny podobnej do szpinaku i nazywanej „horta”, a także sezonowe warzywa – a wszystko podane z oliwą z oliwek. Na kolację jada się chleb popijany kozim mlekiem. Na Boże Narodzenie i Wielkanoc każda rodzina urządza świniobicie, a boczek zjada po trochu podczas kolejnych miesięcy. Warto odnotować, że kozie mleko zawiera tryptofan, aminokwas będący prekursorem serotoniny, hormonu dobrego samopoczucia. Dr Christina Chrysohou, kardiolog z wydziału medycyny Uniwersytetu Ateńskiego przeanalizowała dietę 673 mieszkańców Ikarii i doszła do wniosku, że jedzą oni sześć razy więcej roślin strączkowych (fasoli, soczewicy i grochu) niż Amerykanie, a ponadto jedzą ryby dwa razy w tygodniu, a mięso – pięć razy w miesiącu i piją dwie do trzech filiżanek kawy i od dwóch do czterech kieliszków wina dziennie. Oczywiście dobre zdrowie mieszkańców Ikarii jest związane z tym, czego nie jedzą. W ich tradycyjnej diecie nie ma białej mąki i cukru. Ta piękna historia pokazuje, że istnieją rozwiązania w walce z rakiem niejednokrotnie łatwiejsze, niż moglibyśmy sobie wyobrazić. Należy aktualnie przedstawić je w sposób szczegółowy i uporządkowany.

Trzy filary profilaktyki przeciwrakowej

Filar pierwszy: program żywieniowy
Pierwszym sposobem trzymania się z dala od choroby jest stosowanie diety przeciwnowotworowej. Nie wystarczy bowiem unikać nadwagi lub otyłości, które, oprócz wywoływania chorób układu sercowo-naczyniowego i cukrzycy, sprzyjają powstawaniu guzów nowotworowych. Miej tak smukłą sylwetkę, jak to tylko możliwe – nie oznacza to jednak bycia zbyt chudym: wskaźnik masy ciała (BMI) zdrowej osoby powinien być wyższy od 18,5 i nie przekraczać 25. Aby obliczyć swój wskaźnik BMI, należy podzielić wagę w kilogramach przez wzrost do kwadratu. Na przykład przy wzroście 1,65 m wzrostu i wadze 55 kg Twój wskaźnik BMI wynosi 55/ (1,65 x 1,65), co daje 20,22.

Optymalny wskaźnik BMI zmniejsza ryzyko zachorowania na raka. Dieta przeciwnowotworowa polega na: „ Znacznym ograniczeniu spożywania cukrów i pokarmów zawierających dużą ilość skrobi. Dzięki temu będziesz mógł znormalizować poziom insuliny we krwi, hormonu stymulującego wytwarzanie IGF-1 (insulinopodobny czynnik wzrostu), który z kolei stymuluje wzrost komórek rakowych. To jeden z najbardziej skutecznych środków, jakie możesz podjąć, aby zmniejszyć ryzyko wystąpienia raka. Aby to zrobić, należy przede wszystkim zmniejszyć ilość spożywanego cukru, płatków śniadaniowych i ziemniaków. Wyeliminowanie z diety produktów spożywczych o wysokim indeksie glikemicznym jest szczególnie ważne, ponieważ to one najbardziej stymulują wydzielanie insuliny.

„ Unikaniu smażenia lub pieczenia w wysokiej temperaturze, ponieważ tłuszcze w wysokiej temperaturze stają się toksyczne. Spożywanie pokarmów smażonych/pieczonych na tłuszczu w temperaturze pomiędzy 170 a 250°C powoduje od dwukrotnego aż po czterokrotny wzrost ryzyka zachorowania na raka piersi. Ryzyko to może być aż dziewięciokrotnie wyższe u kobiet genetycznie predysponowanych do tego typu raka.
Bezwzględnie unikaj pieczenia na grillu, gdyż podczas grillowania uwalniane są policykliczne węglowodory aromatyczne i heterocykliczne aminy – dwie substancje szczególnie toksyczne i kancerogenne. Wybieraj bardziej delikatne metody przygotowywania potraw takie jak duszenie, gotowanie na parze czy po prostu gotowanie w wodzie.
„ Jedzeniu dużej ilości warzyw, najlepiej świeżych i pochodzących z upraw ekologicznych. Wybieraj warzywa o intensywnych kolorach, zwłaszcza zielone warzywa liściaste, jak i kapustowate, to znaczy wszystkie rodzaje kapust, ale również rzodkiewkę i rukiew wodną o silnych właściwościach przeciwrakowych.

Liczne badania dowiodły, że regularne spożywanie owoców i warzyw jest jednym z najlepszych sposobów ochrony przed zachorowaniem na raka. Codzienne spożywanie owoców i warzyw w ilości przynajmniej 400 g zmniejsza o około 20 do 30% ryzyko rozwoju choroby nowotworowej5. Zalecenie to jest bardzo ważne, gdyż spożywanie samych witamin w postaci suplementów jest mało skuteczne w zapobieganiu nowotworom. „ Zwiększeniu udziału kwasów tłuszczowych omega-3 w diecie. Najnowsze badania wykazały, że korzystne jest zwiększenie ilości spożywanych kwasów tłuszczowych omega-3, a zmniejszenie spożycia tych z grupy omega-6. Kwasy omega-3 i omega-6 są tłuszczami, które często odgrywają przeciwstawne role w zjawiskach biologicznych. Omega-6 zwiększają ryzyko rozwoju guza nowotworowego, podczas gdy omega-3 posiadają wiele właściwości przeciwrakowych. Nasze współczesne nawyki żywieniowe wiążą się z nadmiernym spożywaniem kwasów tłuszczowych omega-6.

Można znaleźć je w szerokiej gamie produktów przemysłowych, w olejach: słonecznikowym, kukurydzianym, z pestek winogron, z kiełków pszenicy lub krokosza barwierskiego, jak również w mięsie. Aby odwrócić tę tendencję i zmniejszyć ryzyko raka, należy zmniejszyć to spożycie i zwiększyć udział w diecie kwasów tłuszczowych omega-3, najczęściej obecnych w olejach roślinnych w postaci kwasu alfa-linolenowego ALA (olej lniany, rydzowy, rzepakowy, orzechowy) oraz tłustych rybach w postaci EPA lub DHA. Kwasy omega-3 pochodzące z ryb (EPA i DHA) pozwalają w szczególności na wzmacnianie działania układu odpornościowego wobec komórek rakowych6. Jeżeli jesteś wegetarianinem, powinieneś wiedzieć, że istnieją suplementy diety bogate w DHA pozyskane z alg, jednak są one znacznie droższe.

„ Ograniczeniu spożycia alkoholu: nie pij alkoholu częściej niż raz dziennie, nigdy więcej niż np. dwie lampki wina (łącznie 200 ml) i zawsze do posiłku. „ Oczyszczaniu organizmu poprzez redukcję ekspozycji na toksyny środowiskowe jak pestycydy, środki chemiczne gospodarstwa domowego, odświeżacze powietrza, zanieczyszczenia powietrza i toksyny pochodzące z tworzyw sztucznych, jak bisfenol A lub ftalany. W szczególności woda kranowa zawiera wiele pozostałości produktów chemicznych, leków (tabletki antykoncepcyjne, paracetamol), a w niektórych regionach czasami metale ciężkie (arsen, ołów), które z czasem zwiększają ryzyko zachorowania na raka.
Głównym źródłem bisfenolu A u dorosłego człowieka są konserwy i duże butle do wody wielokrotnego użytku stosowane w przedsiębiorstwach jako dystrybutory wody. Małe butelki z wodą nie zawierają bisfenolu.
„ Karmieniu piersią: młode mamy powinny, jeżeli tylko mogą, karmić swoje dziecko wyłącznie piersią przez pierwszych sześć miesięcy życia. Istnieją obecnie niezbite dowody na to, że karmienie piersią przez sześć miesięcy zmniejsza ryzyko raka piersi. Dodatkowo ma to korzystny wpływ na zdrowie dziecka. „ Zoptymalizowaniu poziomu witaminy D w organizmie. Jeśli mieszkasz w obszarze mało nasłonecznionym (na przykład w Polsce!) pomyśl o poziomie witaminy D we krwi. Witamina D znajduje się w tłustych rybach, jednak podstawowym źródłem zaopatrywania w nią jest bezpośredni kontakt promieni słonecznych ze skórą, bez aplikacji filtru ani kremu do opalania. Naukowcy w tej dziedzinie uznali, że około 30% zgonów z powodu raka można byłoby uniknąć każdego roku poprzez optymalizację poziomu witaminy D w populacji ogólnej.

Przeciwnowotworowe działanie witaminy D polega na:

1) zwiększaniu zdolności do autodestrukcji zmutowanych komórek (które, jeżeli pozwoli się im na dalszy podział mogą doprowadzić do pojawienia się guza nowotworowego);

2) spowalnianiu tempa reprodukcji komórek nowotworowych;

3) wspomaganiu procesu różnicowania komórek (czego generalnie nie robią komórki nowotworowe, które nie są zróżnicowane);

4) zmniejszaniu angiogenezy, czyli tworzeniu nowych naczyń krwionośnych, odżywiających nowotwór, który potencjalnie może przekształcić się w nowotwór łagodny lub złośliwy. Istnieją niezbite dowody na to, że każdego roku w krajach uprzemysłowionych można by uniknąć dużej liczby zachorowań na raka w sposób bezbolesny, gdyby ludność zadbała o prawidłowy poziom witaminy D poprzez częstsze przebywanie na słońcu, jedzenie tłustych ryb i zażywanie suplementów zawierających witaminę D podczas miesięcy zimowych. Według naukowców poziom witaminy D we krwi wynoszący około 50 ng/ml mógłby skutecznie zmniejszyć ryzyko raka piersi o 50% bez podejmowania jakiegokolwiek innego działania.

Osiągnięcie tego poziomu u większości osób dorosłych wymaga codziennej suplementacji witaminy D3 w dawce od 3000 do 5000 j.m. dziennie. Oczywiście suplementacja nie przeszkadza robieniu regularnych badań kontrolnych krwi, zarówno w celu określenia, czy stosowana dawka suplementacji nie jest ani za niska, ani za wysoka.

Filar drugi: aktywność fizyczna.
Wszystkie najnowsze badania wykazują u osób uprawiających regularnie sport znaczne zmniejszenie ryzyka raka okrężnicy i piersi, prawdopodobne zmniejszenie ryzyka raka prostaty i możliwe zmniejszenie ryzyka raka płuc i endometrium. W przypadku raka piersi uprawianie sportu może zmniejszyć ryzyko zachorowania o 30% w porównaniu z kobietami nieaktywnymi fizycznie (jeszcze bardziej przy otyłości).

Jednak, aby aktywność fizyczna była w pełni skuteczna, należy ćwiczyć przynajmniej trzydzieści minut dziennie, z intensywnością od umiarkowanej po wysoką (szybki spacer, jazda na rowerze, wchodzenie po schodach, gimnastyka, pływanie). Idealnie byłoby uprawiać zróżnicowane ćwiczenia pięć razy w tygodniu. Jeżeli nie możesz poświęcić na to tyle czasu, pamiętaj, że lepiej uprawiać trochę sportu niż wcale.

Prosty wybór między schodami a windą, aby wejść do mieszkania może przynieść wiele korzyści. Jeżeli jesteśmy dotknięci chorobą, pomimo trudności warto uprawiać sport również w czasie leczenia, gdyż pozwala on na aktywowanie mechanizmów autofagii w naszych komórkach, co umożliwia niszczenie odpadów zanieczyszczających organizm. Natomiast aktywność fizyczna po chorobie sprzyja odzyskiwaniu formy fizycznej, co z kolei wpływa na szybkie odzyskanie dobrej jakości życia.

Filar trzeci: program emocjonalny.
Powszechnie uznany jest fakt, że osoby z negatywnymi emocjami częściej chorują na raka. Stres nie „produkuje” raka, lecz z pewnością przyczynia się do jego rozwoju. Według badań ryzyko raka u osób odczuwających lęk jest o 20 do 100% wyższe od normalnego. Dowiedzione zostało na przykład, że kobiety, które zmagały się z rakiem piersi i nastąpił u nich nawrót choroby, mają zdecydowanie większe szanse na dłuższe przeżycie, jeżeli pozbędą się stresu. Dlatego u kobiet potrafiących pokonać lęk i niepokój oraz zachować pogodę ducha ryzyko śmierci z powodu nawrotu choroby jest o 10 do 45 razy mniejsze niż u kobiet zamartwiających się (odczuwających niepokój) lub, jeszcze gorzej, u tych, które odczuwają lęk, lecz nie uzewnętrzniają go. Niektóre szczególnie negatywne uczucia takie jak uczucie niemocy, niepokoju, samotność i poczucie winy mogą przyczyniać się do pojawienia się nowotworów.

Stres jest uznawany za czynnik, jeśli nie wyzwalający, to przynajmniej pogarszający przebieg każdej choroby, a raka w szczególności. Badania wykazały, że silny wstrząs emocjonalny powoduje natychmiastowy spadek naszej odporności. W okresie walki z chorobą najważniejsza jest zamiana negatywnych emocji, jak lęk, niepokój, złość, brak poczucia własnej wartości, niepotrzebna nerwowość – na pozytywne takie jak pogoda ducha, łagodność, uprzejmość, miłość. Nawet posprzątanie swojego pokoju, biurka lub papierów może pomóc w uspokojeniu wewnętrznych napięć.

Ten „emocjonalny program” obejmuje również wszystkie korzystne postawy psychologiczne, z których najważniejszą jest „stanie się zarządcą swojego zdrowia”. W ramach kontroli własnego zdrowia to pacjent decyduje o tym, jakiego onkologa, chirurga, osteopatę, psychologa, pielęgniarkę i dietetyka zaangażuje do swojego zespołu medycznego. Stwierdzono bowiem, że to przekazanie choremu odpowiedzialności za kierowanie swoją drogą ku wyzdrowieniu powoduje wyjątkowy wzrost szans przeżycia u chorych na raka, głównie dlatego, że ta zasada „wyboru” pozwala na stworzenie między chorym a personelem leczącym klimatu zaufania, który jest bardzo ważny i konieczny dla zapewnienia optymalnego leczenia.

Pozytywna autoprojekcja własnej przyszłości jest równie ważna: nie należy wyobrażać sobie siebie umierającego w przyszłości na raka, ale być pewnym, że jutro wszystko będzie lepiej i wręcz przeciwnie, widzieć cofanie się nowotworu pod atakiem przeciwciał – inaczej mówiąc, bycie optymistą to jedna z postaw psychologicznych, która jest szczególnie korzystna w walce z rakiem. Jeżeli masz problem z panowaniem nad swoimi emocjami, stwórz własną technikę zmniejszania swoich negatywnych emocji, które mogą aktywować Twoje geny sprzyjające rozwojowi raka. Joga, modlitwa, medytacja, sofrologia to część metod pozwalających na przywrócenie wewnętrznej równowagi.
Jeżeli zostałeś już dotknięty chorobą, sposoby te mogą pomóc Ci w walce z nią. Innym ważnym aspektem dobrego samopoczucia psychicznego jest sen: zmęczenie zwiększa podatność na stres psychiczny i fizyczny, co osłabia Cię w walce z rakiem. Postaraj się o dobry sen, postępując zgodnie z kilkoma prostymi zasadami: „ Zadbaj o dobry stan pościeli. „ Codziennie kładź się spać i wstawaj o tej samej porze. „ Unikaj picia pobudzających napojów (kawa, herbata) oraz intensywnej aktywności fizycznej wieczorem. „ Wyłączaj komputer i telewizor przynajmniej godzinę przed pójściem spać: fale stymulują aktywność mózgu i zakłócają sen. Lepiej poświęć czas lekturze ciekawej książki. „ W przypadku problemów z zasypianiem weź odprężającą kąpiel i skrop poduszkę kilkoma kroplami olejku lawendowego.

Mikroodżywianie antyrakowe
Kontroluj poziom żelaza Dbaj o to, by poziom żelaza w Twoim organizmie nie był za wysoki. Dotyczy to szczególnie kobiet po menopauzie, które nie tracą już żelaza podczas menstruacji. Żelazo w niektórych stanach chorobowych może kumulować się w organizmie, gdzie jego zdolność utleniająca jest potężna, zwiększając liczbę wolnych rodników oraz ryzyko wystąpienia raka. Wszystko co powinieneś zrobić, to monitorowanie poziomu ferrytyny przy okazji badania krwi. Jeżeli wynosi on powyżej 80 µg/l, bierz udział w akcjach honorowego oddawania krwi – pozwoli to na zmniejszenie poziomu żelaza oraz ograniczenie ryzyka zachorowania na raka piersi.
Jeżeli Twój poziom ferrytyny przekracza normę, powinieneś zasięgnąć porady hematologa. Być może cierpisz na hemochromatozę – poważną chorobę, która może po cichu rozwijać się przez wiele lat.

Suplementy przeciw rakowi
W poprzednim rozdziale wspomniałem o suplementacji witaminy D. Chodzi tutaj więcej niż o prostą strategię przeciwnowotworową, to przede wszystkim ważny ogólny filar zdrowia, gdyż jej zalety poza profilaktyką antynowotworową są liczne i rozległe. Znacznie zmniejsza ryzyko chorób autoimmunologicznych, sezonową depresję zimową, chroniczne zmęczenie, a nawet chorób neurodegeneracyjnych.

W przypadku raka istnieją suplementy żywieniowe, które mogą pomóc w lepszym znoszeniu leczenia. Dr Hertoghe zaleca przyjmowanie: 1) koenzymu Q10 (w formie bardziej aktywnego ubiquinolu) w celu wzmocnienia odporności i przeciwdziałania namnażaniu komórek rakowych: od 100 do 400 mg dziennie, 2) selenu w dawce 200 μg dziennie, 3) witaminy A (octan retinylu lub palmitynian retinylu) rozpuszczalnej w tłuszczach (a nierozpuszczalnej w wodzie): 50 000 do 200 000 j.m. (jednostek międzynarodowych) dziennie, co stanowi 25 do 100 mg dziennie, 4) witaminy C: od 1 do 2 g dziennie. Uwaga: dawka oraz czas trwania suplementacji witaminy A muszą być dostosowane do wyników kontrolnych badań krwi.

Kurkumina to składnik, którego przeciwnowotworowe działanie jest najlepiej udokumentowane w literaturze naukowej. Kurkumina to pochodna kurkumy, czyli barwnika nadającego żółtopomarańczowy kolor curry. Substancja ta jest przedmiotem wielu badań na
ukowych, ponieważ na wiele sposobów wpływa na nasze zdrowie. Kurkuma stała się jednym z najbardziej popularnych suplementów diety. Sto gramów tej przyprawy zawiera od trzech do pięciu gramów kurkuminy.

Nawet jeśli prowadzisz higieniczny tryb życia, dobrze się odżywiasz, uprawiasz aktywność fizyczną, a hormony są na prawidłowym poziomie, zawsze można zrobić coś więcej, aby chronić się przed rakiem lub lepiej z nim walczyć.
Więcej informacji na temat kurkumy – najlepszej przyprawy o właściwościach przeciwnowotworowych

Tradycyjna medycyna chińska oraz hinduska od tysięcy lat wykorzystuje właściwości lecznicze kurkumy. Przede wszystkim jest ona znana ze swoich właściwości przeciwzapalnych. Jak zapewne pamiętasz, przewlekłe stany zapalne są jednym z czynników wystąpienia wielu (o ile nie wszystkich) chorób przewlekłych. Wykazano, że kurkumina wpływa na ekspresję ponad 700 genów, co może wyjaśnić jej dobroczynny wpływ na zdrowie. Tak więc naukowcy interesują się kurkuminą nie tylko ze względu na jej działanie przeciwnowotworowe.

Jednakże dzisiaj właśnie o tym jej działaniu chciałbym Ci opowiedzieć. Na końcu tego artykułu zamieściłem też listę sposobów zapobiegania nowotworom, które warto stosować w codziennym życiu. Skuteczność stosowania kurkuminy u myszy chorujących na złośliwego raka mózgu W artykule opublikowanym w lipcu 2011 roku w czasopiśmie Journal of Nutritional Biochemistry naukowcy zasugerowali, że kurkumina może być rozwiązaniem pozwalającym na powstrzymanie rozwoju raka mózgu zwanego glejakiem wielopostaciowym. Badanie przeprowadzone na myszach potwierdziło wcześniejsze przypuszczenia. Naukowcy wykazali, że kurkumina doprowadziła do zmniejszenia rozmiarów guza u 9 z 11 zwierząt biorących udział w badaniu (81%) i nie wykazała żadnej toksyczności13. Co więcej, kurkumina nie wpłynęła w żaden sposób na zdrowe komórki, co może sugerować, że ma ona działanie selektywne wobec komórek nowotworowych. Uznano również, że wykazuje ona synergię działania z dwoma lekami wykorzystywanymi w chemioterapii, poprawiając eliminację komórek rakowych z organizmu.

Tak więc, podsumowując, dane zaprezentowane w niniejszym artykule sugerują, że kurkumina to skuteczny środek w leczeniu glejaka wielopostaciowego. Jeden z NAJLEPSZYCH suplementów diety pomocnych w leczeniu wielu rodzajów raka Lekarze już od wielu lat wiedzą, że kurkumina wykazuje działanie przeciwnowotworowe. Jest ona najczęściej badanym pod tym kątem składnikiem odżywczym. W badaniu, którego wyniki opublikowano w 2008 roku w czasopiśmie naukowym Cancer Prevention Research, stwierdzono, że kurkumina hamuje mobilność (zdolność do przemieszczania się) komórek nowotworowych raka piersi oraz ich rozprzestrzenianie się.

Jest to możliwe dzięki inhibicji integryny alfa-6-beta-4, co oznacza, że może ona być skutecznym środkiem do stosowania w leczeniu nowotworów z ekspresją integryny alfa-6-beta-4. (Integryna alfa-6-beta-4 przyczynia się do rozwoju nowotworów poprzez wzmacnianie oporności komórek nowotworowych na apoptozę i zwiększanie ilości przerzutów. Apoptoza zaś to zaprogramowany proces obumierania komórek: komórki nowotworowe nie umierają wtedy, kiedy powinny, co przyczynia się do powstawania guzów nowotworowych)14. Wyniki badania opublikowane w 2009 roku w czasopiśmie Molecular Pharmacology potwierdziły, że kurkumina jest inhibitorem wzrostu komórek raka trzustki i zwiększa podatność tych komórek na działanie chemioterapii.

Przeprowadzone w 2009 roku badanie dowiodło, że kurkumina przyspiesza obumieranie komórek nowotworowych w przypadku raka płuc16. W badaniu przeprowadzonym w 2010 roku stwierdzono, że kurkumina ma zdolność selektywnego działania na rakowe komórki macierzyste17. W jaki sposób kurkumina zwalcza nowotwory? W Indiach, gdzie kurkumę stosuje się powszechnie w kuchni, częstotliwość występowania czterech najczęściej występujących w Europie rodzajów nowotworów, czyli raka okrężnicy, piersi, prostaty i płuc jest dziesięć razy mniejsza.

Rak prostaty, który jest najczęściej diagnozowanym rodzajem nowotworu u mężczyzn w Europie, w Indiach występuje niezwykle rzadko, co przypisuje się powszechnemu spożyciu kurkumy. Wydaje się, że kurkumina działa na nowotwór na wiele sposobów:
• jest inhibitorem namnażania się komórek nowotworowych,
• wspomaga niszczenie zmutowanych komórek, nie pozwalając im na rozprzestrzenienie się w organizmie,
• hamuje przemianę komórek w komórki nowotworowe,
•łagodzi stany zapalne,
• wstrzymuje rozwój naczyń krwionośnych odżywiających guzy nowotworowe,
• jest inhibitorem syntetyzowania białka odpowiedzialnego za tworzenie się guzów nowotworowych.

Jaki rodzaj kurkumy jest najlepszy? Aby wykorzystać w pełni właściwości kurkuminy, wybieraj suplementy diety zawierające 100% kurkuminy, czyli certyfikowany ekstrakt z kurkumy, który zawiera przynajmniej 95% kurkuminoidów. Preparat nie może również zawierać żadnych dodatków ani substancji pomocniczych (czyli substancji ułatwiających produkcję lub przechowywanie).
Producent powinien gwarantować najwyższą jakość na każdym z etapów produkcji – na etapie: korzystania z roślin uprawianych na glebach wolnych od zanieczyszczeń, odpowiedniego procesu sadzenia, uprawy, zbioru, produkcji oraz konfekcjonowania końcowego wyrobu. Do celów kulinarnych zamiast mieszanki zwanej curry kupuj kurkumę (najlepiej tę pochodzącą z hodowli ekologicznych).

Jedno z przeprowadzonych badań naukowych wykazało, że przyprawa curry zawiera bardzo mało kurkuminy w porównaniu z czystą kurkumą. Wskazówki dotyczące stosowania kurkuminy Obecnie nie ma na rynku żadnych preparatów z kurkuminą, które byłyby dopuszczone do stosowania w przypadku nowotworów. Należy także pamiętać, że konieczne jest zażywanie bardzo wysokich dawek, ponieważ kurkumina jest słabo przyswajana przez ludzki organizm. Typowa dawka do zastosowań w chorobach nowotworowych to 3 g dostępnego biologicznie ekstraktu kurkuminy wysokiej jakości od trzech do czterech razy dziennie. Aby zmniejszyć problemy z wchłanianiem, przygotuj emulsję na bazie proszku z kurkuminy. W tym celu wymieszaj łyżkę stołową kurkuminy z jednym lub dwoma żółtkami i jedną lub dwiema łyżeczkami oleju kokosowego.

Następnie wszystko zmiksuj. Innym sposobem poprawienia przyswajalności kurkuminy jest wymieszanie łyżki stołowej proszku w 125 ml wrzącej wody (woda musi się gotować w momencie dosypywania do niej proszku, ponieważ letnia woda jest mniej skuteczna). Wodę z kurkuminą należy następnie gotować przez dziesięć minut. Otrzymasz 12% roztwór, który możesz pić po schłodzeniu. Napój ma niestety lekko drewniany posmak. Pamiętaj też, że z czasem stężenie kurkuminy w roztworze będzie spadać. Po około sześciu godzinach wyniesie ono jedynie 6%, więc najlepiej wypij przygotowany napój w ciągu piętnastu minut od jego sporządzenia.

Zasadnicze znaczenie równowagi hormonalnej
Hormony tarczycy Hormonami do skontrolowania w pierwszej kolejności poprzez badanie krwi są hormony tarczycy. Wysoki poziom hormonów tarczycy, które stymulują odporność organizmu na każdym możliwym poziomie, może chronić przed pojawieniem się nowotworu. Ich pierwsze działanie polega na stymulowaniu pracy narządów limfatycznych (szpik kostny, grasica, węzły chłonne, śledziona ...). Doświadczenia w leczeniu infekcji suplementem hormonów tarczycy dostarczyły optymistycznych wyników.

Co więcje, wykazano podobne działanie w odporności na raka. Jedno z ważnych badań w tej dziedzinie – przeprowadzone przez doktora Schwartz’a – polegające na kontrolowaniu pacjentów z niewydolnością tarczycy w długim przedziale czasu wykazało, że ryzyko rozwoju choroby nowotworowej u nieleczonych lub niewystarczająco leczonych pacjentów wyniosło 70%. Najczęściej występującymi nowotworami były guzy przewodu pokarmowego (okrężnicy, odbytu), po nich nowotwory typowo kobiece (np. rak szyjki macicy), wreszcie rak płuca i czasami narządów układu chłonnego i krwiotwórczego (chłoniaki złośliwe i białaczki).

Inne badanie przeprowadzone na grupie kobiet dotkniętych chorobą nowotworową wykazało, że trzy spośród nich, cierpiące na niewydolność tarczycy, nie przeżyły dłużej niż 16 miesięcy po zdiagnozowaniu nowotworu, pomimo, że miały guza piersi zlokalizowanego tylko w jednej piersi. Za to osiem kobiet ze stwierdzonym nadmiarem hormonów tarczycy (nadczynność tarczycy), z czego wiele z rakiem w stadium zaawansowanym – rak w obydwu piersiach lub rak z odległymi przerzutami, nowotworami uznawanymi za znacznie bardziej złośliwe – przeżyły o wiele dłużej (pierwsza zmarła osiem lat po zdiagnozowaniu choroby, druga z ośmiu kobiet zmarła dwadzieścia lat później...).

Zalecone przez lekarza badanie krwi może wykazać ewentualny niedobór wspomnianych hormonów. Bardzo często podawanie preparatu zawierającego hormony tarczycy okazuje się konieczne. Najczęściej stosowany preparat będący mieszanką tyroksyny (T4) i trójjodotyroniny (T3) będzie dawał najlepsze wyniki stymulacji odporności i zapewniał lepszą jakość życia niż preparat zawierający wyłącznie hormon T4 (zubożony, ponieważ nie posiada hormonu tarczycy T3, najbardziej

To bardzo często zapominany klucz do zapobiegania nowotworom: dbanie o utrzymanie hormonów na prawidłowym poziomie i zachowanie prawidłowej równowagi hormonalnej (wzajemna równowaga wszystkich hormonów). Jeżeli właściwie prowadzone terapie hormonalne często mogą zmniejszać ryzyko zachorowania na raka, to nie są w żadnym przypadku panaceum mogącym raz na zawsze zażegnać ryzyko rozwoju choroby nowotworowej.
Za to prawdopodobne jest, że gdy rak się już pojawi, to pacjent o zachowanej równowadze hormonalnej będzie bardziej odporny na nowotwór złośliwy.

Zasadnicze znaczenie równowagi hormonalnej aktywnego z hormonów tarczycy), który jest najczęściej przepisywany przez lekarzy prowadzących leczenie i endokrynologów. Jednak, jeżeli odkryte zostały niedobory hormonów tarczycy i melatoniny, nie należy sądzić, że suplementacja tych hormonów może sama w sobie sprawić, że rak zniknie. Kuracja taka może pomóc w życiu z rakiem i w bardziej skutecznym zwalczaniu go.

Klasyczne terapie przeciwnowotworowe, od chirurgii po chemioterapię i radioterapię, pozostają pomocne, a często decydujące w wyleczeniu raka lub przynajmniej zwalczaniu go w najlepszy możliwy sposób. W późniejszych etapach mogą zostać przepisane inne kuracje hormonalne, zależnie od rodzaju niedoborów (nawet hormonami płciowymi) po podpisaniu świadomej zgody (dokument zawierający zgodę pacjenta i wyszczególniający każdą informację, jaka została mu udzielona na temat zarówno procedur oraz korzyści, jak i potencjalnego ryzyka, które ze sobą niesie). Melatonina Melatonina – główny hormon regulujący nasz rytm biologiczny – wydaje się również posiadać właściwości ochronne przeciw proliferacji złośliwych komórek, w szczególności przeciw komórkom raka piersi.

Do niedoboru melatoniny może dojść z różnych powodów: wiek, praca w nieregularnych ramach czasowych, zaburzenia snu lub zażywanie leków nasennych, które blokują jej wytwarzanie. W tych przypadkach można stosować melatoninę w dawkach od 2 do 3 mg w tabletkach o przedłużonym uwalnianiu zażywanych godzinę przed pójściem spać. Hormony tarczycy i melatonina są dwoma hormonami, które dr Hertoghe – uznany międzynarodowy ekspert w dziedzinie terapii hormonalnej – w pierwszej fazie terapii adiuwantowej w przypadku raka najczęściej przypisywał pacjentom w celu uzupełnienia niedoborów tych hormonów.
Równowaga hormonów żeńskich Jeżeli szukałaś już informacji na temat raka piersi, wiesz, że jest to rak hormonozależny, to znaczy wrażliwy na hormony. Inaczej mówiąc, czym dłużej jesteś narażona na działanie żeńskich hormonów, tym ryzyko zachorowania na raka piersi wzrasta (rak piersi może dotyczyć również mężczyzn, ale w 99% przypadków chorują na niego kobiety). U kobiet, które wcześnie zaczynają miesiączkować, a menopauzę przechodzą późno, lub które przyjmują hormony żeńskie (estrogeny lub progesteron), ryzyko raka piersi jest podwyższone.

Liczne badania wyraźnie wykazują tę zależność. Latem ubiegłego roku epidemiolog Lynn Rosenberg (Uniwersytet Bostoński) na podstawie badania przeprowadzonego na grupie liczącej ponad 50 tysięcy afroamerykańskich kobiet stwierdził, że ryzyko rozwoju szczególnie agresywnej formy raka piersi wzrosło o 65% u kobiet zażywających hormonalne tabletki antykoncepcyjne. Ryzyko uległo nawet podwojeniu u kobiet stosujących antykoncepcję przez ostatnich pięć lat i które stosowały ją łącznie przez ponad dziesięć lat23. Dane te były powtórzeniem niepokojących wyników uzyskanych w 2002 roku z badania Women’s Health Study nad hormonalną terapią zastępczą podczas menopauzy.

To największe z przeprowadzonych dotychczas badań z udziałem ludzi musiało zostać natychmiast przerwane, gdy naukowcy stwierdzili, że u kobiet przyjmujących syntetyczne hormony występowało znacznie podwyższone ryzyko raka piersi, zawału, incydentu mózgowo-naczyniowego (udaru mózgu) i zatorów. Są to te same rodzaje hormonów syntetycznych, które stosowane są w większości tabletek antykoncepcyjnych. Należy jednakże zauważyć, że stosowane w Stanach Zjednoczonych hormonalne terapie zastępcze nie zawsze są identyczne z tymi stosowanymi we Francji czy Polsce.

W obu tych krajach czasami używane są hormony „bioidentyczne”, które nie powinny wywoływać takiego samego zagrożenia zdrowotnego, chociaż nie ma co do tego całkowitej pewności. Jeżeli zażywasz hormonalne tabletki antykoncepcyjne, usilnie zaleca się uwzględnienie innego środka antykoncepcyjnego (niehormonalnego), jak na przykład miedziana wkładka domaciczna, mało popularna, ale za to tańsza i o wiele dla kobiet bezpieczniejsza. Podczas menopauzy uzasadniony niepokój, który może budzić zażywanie syntetycznych hormonów, popycha wiele kobiet do zastanowienia się, czy nie powinny wybrać fitoestrogenów.
Czy fitoestrogeny są cudowną substancją? Fitoestrogeny to substancje naturalnie występujące w roślinach podobne do hormonów. Działanie fitoestrogenów zmienia się w zależności od wrażliwości osobniczej, równowagi hormonalnej i oczywiście rodzaju fitoestrogenu. W skrócie – jeżeli organizm produkuje za dużo estrogenów, fitoestrogeny mogą częściowo blokować ich negatywne skutki, natomiast w przy padku niedoborów mogą one zaspokoić część potrzeb.

Są to substancje, które skupiły na sobie zainteresowanie szczególnie na początku 2000 roku. Eksperci uważają obecnie, że pokrewieństwo między fitoestrogenami i receptorami estrogenów jest od 100 do 1000 razy słabsze niż hormonów naturalnych i syntetycznych. Z drugiej strony badania nad wpływem fitoestrogenów na zdrowie są sprzeczne. Azjatki spożywają duże ilości soi bogatej w fitoestrogeny nazywane izoflawonami. Historycznie stwierdza się u nich cztero- do pięciokrotnie mniej zachorowań na raka niż u Amerykanek. Jednakże obserwacja ta nie pozwala na wyciągnięcie definitywnych wniosków. Wiele innych cech dotyczących ich trybu życia może wyjaśniać tę różnicę.

Badanie opublikowane w American Journal of Clinical Nutrition dotyczące 15 tysięcy kobiet w Holandii dowiodło, że izoflawony nie mają wpływu na ryzyko raka piersi, ale za to lignany, inna kategoria fitoestrogenów, zmniejszały to ryzyko o 30%26. Nasiona lnu (ale nie olej z nich) są najbogatszym źródłem lignanów: 30 g nasion zawiera około 86 mg lignanów. Można je znaleźć również, jednak w znacznie mniejszej ilości, w innych nasionach (sezam, dynia, słonecznik, mak), w całych ziarnach oraz ich otrębach (żyto, owies, jęczmień), jak również w małych owocach.

Tymczasem, gdy szczegółowo przeczytasz informacje dotyczące tego badania, spostrzeżesz jak trudne, niejasne i niepewne mogą być wnioski. Morał z tej historii jest taki, że możesz spożywać fitoestrogeny bez obaw o skutki. Według American Institute for Cancer Research możesz bez problemu jeść soję, również, jeśli masz raka piersi. Nie zaszkodzi Ci to... ale nie jest to też zabójcza broń przeciw rakowi. Niniejszy fragment pochodzi z Listu doktora Thierry’ego Hertoghe’a (numer 1 z grudnia 2012 r.).

Polskie Ministerstwo Zdrowia bije na alarm.

Według zebranych przez nich danych rak piersi jest pierwszą przyczyną zgonów u kobiet w wieku 40–55 lat. Obliczono, że rak piersi jest najczęstszym nowotworem złośliwym w Polsce, niemal co czwarta kobieta, która zachoruje na nowotwór złośliwy, zachoruje na raka piersi, oraz co 14. Polka zachoruje na raka piersi w ciągu swojego życia27. W swoim raporcie piszą również, że porównanie współczynników umieralności na raka piersi w Polsce z krajami o znacznie wyższej zachorowalności (w USA, Wlk. Brytanii, Holandii) wykazuje, że ryzyko zgonu kobiet, które zachorowały na raka piersi, jest w Polsce znacznie wyższe niż w krajach rozwiniętych. Sytuacja jest więc pilna. Jednakże ważne jest aby ze szczególną ostrożnością podchodzić do najbardziej znanej metody diagnostycznej – mammografii.

Co myśleć o mammografii? Mammografia przesiewowa – dopiero po pięćdziesiątce! Po wpisaniu słowa „mammografia” w wyszu- kiwarce internetowej otrzymasz dziesiątki odnośników do informacji naukowych, mniej lub bardziej „poważnych”, które podają, że badanie to jest całkowicie bezbolesne, skuteczne w profilaktyce raka piersi i absolutnie bezpieczne. W Polsce, tak jak we Francji, badania przesiewowe w kierunku raka piersi zaleca się kobietom od 50. roku życia. Jednakże pierwsze wyniki wyszukiwania pokazują coś zupełnie innego: „ Specjaliści zajmujący się chorobami piersi twierdzą, że po 35. roku życia kobiety powinny robić oba badania (USG i mammografię – przyp. red.). (www.poradnikzdrowie.pl)

Bliższe spojrzenie na raka piersi

Rutynowe badania powinny być wykonywane począwszy od 35. roku życia co 2 lata, a powyżej 50. roku życia – raz w roku. (Luxmed) „ Zgodnie z zaleceniami Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, wykonywanie tego badania zaleca się kobietom: od 40. do 50. roku życia – raz na 2 lata, po 50. roku życia – raz w roku. (www.medonet.pl) Panuje więc przekonanie, że badania mammograficzne powinny przechodzić wszystkie kobiety po czterdziestce, a nawet już po 35. roku życia. Czy to na pewno słuszne? Wcale nie.

Badanie, którego zasadność się podważa Przygotowane w 2000 roku duńskie sprawozdanie z opublikowanych wyników badań naukowych wywołało prawdziwą burzę. Jego autorzy na łamach czasopisma Lancet (jednego z recenzowanych czasopism medycznych) stwierdzili, że „programy [profilaktyki raka piersi] nie mają żadnego uzasadnienia, ponieważ oparte są na niepotwierdzonych pionierskich badaniach”. Rok później opublikowali oni pełniejszą wersję sprawozdania z wytycznymi Cochrane Collaboration.
Wnioski pozostały niezmienne: zasadność prowadzenia badań przesiewowych w kierunku raka piersi polegająca na zmniejszeniu związanej z chorobą śmiertelności jest poparta badaniami o słabej i potencjalnie subiektywnej metodologii. Od tamtego czasu pojawiło się jeszcze wiele badań naukowych wykazujących ryzyko związane z badaniami profilaktycznymi i przedstawiających w prawdziwym świetle korzyści z badań mammograficznych.

Ministerstwo Zdrowia nie zdecydowało się jednak na uwzględnienie tego typu sugestii. Postanowiono, aby kobiety w wieku od 50 do 69 lat włączyć do programu bezpłatnych badań mammograficznych (program „Wczesnego wykrywania raka piersi”). Zaproszenie otrzymały te kobiety, które nie korzystały z badania mammograficznego w ciągu ostatnich 24 miesięcy oraz te, które otrzymały pisemne wskazanie do wykonania ponownego badania mammograficznego po upływie 12 miesięcy.

Rzeczywiste obniżenie śmiertelności? W 1980 roku na dwa zdiagnozowane przypadki raka piersi przypadał jeden zgon i jedno wyleczenie. W 2000 roku, pomimo niewielkiego postępu w rodzaju leczenia, oficjalne statystyki podawały, że na cztery zdiagnozowane przypadki raka piersi przypadał tylko jeden zgon, a trzy pacjentki wyleczono. Cóż za postęp! Wzrost szansy na wyleczenie o 50% wyraźnie wykazał skuteczność oficjalnych kampanii dotyczących zapobiegania nowotworom i uzasadniał ich dalsze prowadzenie.

Tego właśnie oczekiwały organizacje, które otrzymują publiczne środki na wczesne diagnozowanie raka piersi. Jednakże za tymi liczbami ukrywa się inna rzeczywistość, znacznie mniej kolorowa. Liczba zachorowań na raka piersi osiągnęła rozmiary epidemii, podwajając się w tym samym przedziale czasu. Dwóch francuskich naukowców, Duperray oraz Junod, stwierdziło w 2006 roku, że zwiększenie odsetka przeżycia wiąże się ze zwiększeniem „nadmiernego diagnozowania”, czyli wykrywania tych przypadków raka, które charakteryzują się niezwykle powolnymi postępami lub też są w fazie naturalnej remisji, a także raka „w miejscu” (łac. in situ), czyli zmiany, która nie wykroczyła poza daną tkankę!
Co gorsza, ogólna liczba zgonów spowodowanych rakiem piersi wzrosła alarmująco o 25%, co oznacza niepowodzenie pseudopolitycznej kampanii dotyczącej walki z rakiem.

Nadmierne diagnozowanie przynosi więc negatywne efekty, nie tylko pod względem kosztów i niepotrzebnego stresu doświadczanego przez kobiety, ale przede wszystkim ze względu na to, że prowadzi ono do poddawania się biopsjom czy zabiegom chirurgicznym (w tym mastektomii), które nie byłyby potrzebne, gdyby nie wykryto zmian podczas badania mammograficznego. Zwrot o 180 stopni Obecnie na całym świecie podejście służb medycznych ulega zmianie.
W Stanach Zjednoczonych agencja ds. zapobiegania chorobom (US Preventive Services Task Force) już od 2009 roku nalega, aby kobiety poniżej pięćdziesiątego roku życia nie poddawały się już rutynowym badaniom mammograficznym, mimo że podczas ostatnich dziesięciu lat zalecano to wszystkim kobietom, które ukończyły czterdziesty rok życia.
Jednakże w Polsce, tak jak i we Francji, system opieki zdrowotnej jest skostniały, a czynniki finansowe odgrywają zbyt wielką rolę, aby stanowisko władz uległo jakimkolwiek zmianom. Obawiam się, że trzeba będzie na nie bardzo długo czekać, ponieważ żaden minister zdrowia nie zaryzykuje poinformowania kobiet o negatywnych skutkach badań przesiewowych, bo oznaczałoby to dla wielu osób, że nie troszczy się o ich zdrowie. Oczywiście przesiewowe badania mammograficzne mogą przynosić korzyści, jak na to wskazują najnowsze dane (http://www.medscape.com/viewarticle/745484), jednakże ich skuteczność jest przedmiotem debaty w środowiskach naukowych.

Szczególnie podkreśla się konieczność informowania kobiet o możliwości uzyskania „fałszywie dodatniego” wyniku oraz o tym, że prawidłowy wynik badania mammograficznego wcale nie oznacza braku nowotworu (tzw. wynik „fałszywie ujemny”). Jakie problemy mogą stwarzać rutynowe badania mammograficzne? Pierwszym zagrożeniem związanym z badaniem mammograficznym jest ryzyko rozprzestrzenienia się niewielkich nowotworów związane ze stosunkowo dużym naciskiem wywieranym na tkanki piersi podczas badania. Te komórki rakowe, choć łagodne w pierwotnej postaci, szybko się uzłośliwiają po rozproszeniu. Badanie mammograficzne wiąże się także z ekspozycją na promieniowanie rentgenowskie.

Według dr. Samuela Epsteina z Wydziału Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Stanu Illinois (USA), eksperta ds. raka piersi, który od dawna sprzeciwia się kampanii badań przesiewowych. Piersi kobiet w okresie przed menopauzą są szczególnie wrażliwe na działanie promieniowania rentgenowskiego; każdy dodatkowy rad promieniowania zwiększa ryzyko raka piersi o około 1%, co w skali dziesięciu lat «profilaktycznych» badań przesiewowych daje łączne zwiększenie ryzyka o 10%.

Ponadto granica błędu w diagnostyce raka piersi jest znacząca i wynosi nawet 6%. Oznacza to, że od 20 do 49% kobiet biorących udział w badaniach przesiewowych uzyska przynajmniej jeden wynik fałszywie dodatni na dziesięć przeprowadzonych badań30. Oprócz tego, że badania te mogą być niepotrzebne i/lub niebezpieczne, wywierają one na pacjentki ogromny wpływ emocjonalny, który może nawet doprowadzić do szoku i rozwoju ciężkiej choroby. Nawet jeśli masowe badania przesiewowe doprowadzą do obniżenia śmiertelności oraz poprawią przeżywalność, należy rozważyć ich zasadność w kategoriach korzyści i ryzyka dla wszystkich grup wiekowych i kategorii pacjentów.

Na razie nadal musimy trwać w niepewności. Co w takim razie z samodzielnym badaniem piersi? Niektórzy lekarze zalecali zamiast regularnych badań mammograficznych samobadanie piersi, które miało umożliwić uratowanie życia wielu kobiet. Jednak wiarygodne badania statystyczne wykazały, że samobadanie piersi nie przyczynia się do zmniejszenia ryzyka zgonu spowodowanego rakiem piersi. Przyczynia się natomiast do wzrostu liczby niepotrzebnych biopsji, a kobiety je przeprowadzające częściej uważają, że mają raka. A to prowadzi do poddawania się kolejnym, inwazyjnym badaniom. Nie należy oczywiście podważać zasadności badań lekarskich (szczególnie badań palpacyjnych), dzięki którym można zdiagnozować i leczyć raka piersi we wczesnym stadium jego rozwoju.

Należy jednak podkreślić, że wyżej wymienione ryzyko związane jest z badaniami przeprowadzanymi przez osoby bez dostatecznej wiedzy medycznej. Przede wszystkim warto wiedzieć, że istnieje bardziej skuteczna i mniej ryzykowna od mammografii metoda badania: termografia. Polega ona na wykonaniu zdjęć kamerą termowizyjną, która rejestruje ciepłotę ciała i dzięki której można uzyskać obrazy bez konieczności narażania pacjentki na promieniowanie lub uciskanie piersi.
Warto zapytać o nią lekarza podczas następnej wizyty, lecz trzeba mieć świadomość, że w Polsce badanie to jest trudno dostępne (wykonuje się je m.in. w Centrum Diagnostyki i Terapii Laserowej Politechniki Łódzkiej). Wnioski na temat profilaktyki raka piersi Naukowcy uważają, że 40% zachorowań na raka piersi można by uniknąć w Stanach Zjednoczonych poprzez prostą zmianę stylu życia31. Zdrowe odżywianie się, optymalny poziom witaminy D i dobre panowanie nad swoimi emocjami (redukcja przyczyn stresu) wraz z zaleceniami przedstawionymi w poprzednim rozdziale mogłyby stanowić fundament wszystkiego.

Bliższe spojrzenie na raka prostaty
Choć tak we Francji, jak i w Polsce nie było o tym głośno, trzy lata temu w czasopiśmie British Medical Journal opublikowano sensacyjne wyniki badania dotyczącego podwyższonego stężenia antygenu PSA w osoczu, które uznawane jest za objawy problemów z prostatą32. W związku z wynikami tego badania rozpoczęto też kampanię medialną mającą na celu zakończenie prowadzenia badań przesiewowych w kierunku raka prostaty za pomocą badania stężenia antygenu PSA w osoczu. Na zakończenie tej kampanii w New York Times z 3 marca 2010 r. opublikowano artykuł autorstwa dr. Richarda Ablina – tego samego, który odkrył antygen PSA w roku 1970!

Dr Ablin zaatakował ideologię „kompletnego zapobiegania”, zachęcającą wszystkich mężczyzn, w tym tych całkowicie zdrowych, do zgłaszania się na badania, których efektem może być spirala kolejnych kosztownych i niebezpiecznych badań i zabiegów o potencjalnie katastrofalnych skutkach. Niestety echa tego badania (opublikowanego w języku angielskim) nie dotarły do wszystkich krajów europejskich. W dalszym ciągu na ogromną skalę prowadzi się badania przesiewowe na obecność antygenu PSA.

Co roku setki tysięcy mężczyzn przechodzą niepotrzebne katusze. Wielu z nich musi poddać się biopsji prostaty lub bolesnemu i zupełnie niepotrzebnemu zabiegowi usunięcia tego gruczołu. Nasi Czytelnicy muszą więc zapoznać się z obiektywnymi informacjami dotyczącymi problemów z prostatą. PSA i prostata PSA oznacza Prostate-Specific Antigen, czyli „swoisty antygen sterczowy”. PSA to enzym wytwa rzany przez komórki prostaty; jego produkcja zwiększa się podczas choroby lub po pojawieniu się nowotworu. Prostata (stercz) to męski gruczoł wytwarzający płyn nasienny. Gruczoł ten znajduje się pod pęcherzem.

Zwiększone stężenie antygenu PSA w płynie nasiennym odnotowuje się w przypadku chorób prostaty. Ponieważ część antygenu PSA przedostaje się do krwi, problemy z prostatą można także wykryć za pomocą badania krwi. Stężenie PSA rośnie w kilku przypadkach: przy zapaleniu gruczołu krokowego, przy łagodnym przeroście prostaty (tej słynnej chorobie, która zmusza mężczyzn do wstawania w nocy w celu pójścia do toalety), a także u tych mężczyzn, u których rozwija się nowotwór prostaty. Ideologia „zapobiegania”
Można więc wywnioskować, że wystarczy proste badanie, aby można było wykryć problemy z prostatą już na początku ich powstania; jednak zarówno lekarze, jak i przemysł farmaceutyczny nieszczególnie się z tego ucieszyli. Sam pomysł wydaje się być całkiem rozsądny: tak jak w przypadku pożarów lasu, z chorobą lepiej jest walczyć w jej wczesnym stadium. Niestety, jak to często w życiu bywa, wcale nie jest to takie proste. Wyniki badań nigdy nie dają stuprocentowej pewności. Ponadto, czasami w ramach badań wykrywane są „problemy”, które nie istnieją. Na przykład badanie mammograficzne może wykryć obecność komórek nowotworowych, które nigdy nie spowodują pogorszenia jakości życia czy skrócenia życia kobiety.

Podobnie wygląda to w przypadku prostaty: ryzyko związane z rakiem prostaty jest mocno przesadzone. Ryzyko zachorowania na raka prostaty jest wyolbrzymione Wiąże się to z nadmierną obawą przed zachorowaniem na raka prostaty – obawą, która nie znajduje potwierdzenia w liczbach. Liczby mogą być przerażające: w Polsce co roku 9 tysięcy mężczyzn dowiaduje się, że ma raka prostaty.

I choć świadomość zachorowania na raka nie jest niczym przyjemnym, należy zwrócić uwagę na fakt, że rak prostaty to szczególny rodzaj nowotworu. Komórki nowotworowe znajdują się w każdej prostacie (tak samo jak w każdym innym narządzie). Nasz układ odpornościowy pracuje bezustannie, próbując zniszczyć te komórki, używając w tym celu przede wszystkim komórek NK (ang. Natural Killer – „naturalny zabójca”). Tak więc w większości przypadków wykryte w badaniach komórki nowotworowe nie przekształcają się w rzeczywiste guzy. Liczba komórek nowotworowych w naszym organizmie rośnie z wiekiem. Dzieje się tak szczególnie w przypadku prostaty; jednakże jest to całkowicie naturalne zjawisko. Jest ono naturalne do tego stopnia, że lekarze doszli do wniosku, iż wszyscy mężczyźni w wieku 90 lat mają raka prostaty! Związane jest to z faktem, że podczas biopsji istnieją ogromne szanse na pobranie komórek nowotworowych.

Jednakże wzrost liczby komórek nowotworowych w prostacie odbywa się w większości przypadków niezmiernie powoli. I to tak powoli, że pomimo pojawienia się guza, 80% mężczyzn, u których wystąpi „nowotwór prostaty” nie zdąży nawet tego zauważyć, bo... umrą oni z całkiem innych przyczyn! Należy w tym miejscu przytoczyć słowa komediowego dr. Knocka: Każdy zdrowy człowiek to w rzeczywistości chory, którego chorobę się ignoruje. W związku z tym, Szanowny Czytelniku, są spore szanse, że i Ty, nawet jeśli czujesz się doskonale, możesz być dotknięty wolno rozwijającą się chorobą, która z pewnością doprowadzi do Twojej śmierci – o ile będziesz żyć wystarczająco długo, żeby się o tym przekonać! 80% mężczyzn z rakiem prostaty umiera z całkiem innych przyczyn W przypadku raka prostaty jest to dokładnie 82,25% mężczyzn, u których zdiagnozowano nowotwór i którzy umarli z całkiem innych przyczyn.

Musimy także zwrócić uwagę na „przyczyny” chorób opisywane przez współczesną medycynę. Obecnie nikt nie wydaje się umierać z przyczyn naturalnych. Lekarze zawsze muszą znaleźć jakąś „przyczynę”: często czytamy, że znany artysta zmarł w wieku 97 lat na tę czy inną „chorobę”. Moim zdaniem, każdy, kto umiera w wieku 85 lat i więcej, umiera z przyczyn naturalnych. Nie dotyczy to oczywiście osób, które rozbiły sobie głowę czy otrzymały postrzał w klatkę piersiową. „ Głównym powodem odwrotu od zakrojonych na szeroką skalę badań przesiewowych pod kątem raka prostaty w USA jest fakt, że podwyższone stężenie antygenu PSA we krwi nie oznacza raka.

Mimo że większość lekarzy i urologów uważa, że stężenie antygenu PSA ponad 4 ng/ml oznacza pojawienie się problemu, warto wiedzieć, że 80% mężczyzn, u których stężenie antygenu PSA wynosi pomiędzy 4 a 10 ng/ml choruje na łagodny przerost gruczołu krokowego, który nie ma nic wspólnego z rakiem, a także, że wynik taki może być spowodowany innymi przyczynami, na przykład stanem zapalnym lub przyjmowaniem leków (takich jak ibuprofen). „ Rak prostaty może wiązać się z obniżeniem stężenia antygenu PSA we krwi. „ Badanie stężenia antygenu PSA jest jak rzut monetą: pozwala ona na zdiagnozowanie jedynie 3,8% przypadków raka; oznacza to, że 96,2% nowotworów pozostaje niezdiagnozowane! „ Badania pozwalające określić stężenie antygenu PSA we krwi służą co prawda wykryciu raka, ale nie potrafią jednoznacznie określić, czy jest to łagodny i powoli rozwijający się nowotwór, który nie przysparza problemów, czy też jest to bardziej agresywny rodzaj raka.

The New England Journal of Medicine, szanowane czasopismo medyczne, opublikowało w 2009 r. wyniki dwóch badań związanych ze stężeniem antygenu PSA; jedno z tych badań przeprowadzono w Europie, a drugie – w Stanach Zjednoczonych. W badaniu amerykańskim wykazano, że w okresie do siedmiu do dziesięciu lat „zapobieganie” za pomocą badań stężenia antygenu PSA nie zmniejszyło odsetka zgonów u mężczyzn w wieku ponad 55 lat. W badaniu prowadzonym w Europie stwierdzono niewielkie obniżenie odsetka zgonów; jednakże, aby zapobiec jednemu zgonowi, należało poddać badaniom przesiewowym aż 1410 mężczyzn, a 48 z nich musiało poddać się leczeniu.

Oznacza to, że 47 mężczyzn przeszło zabieg, który być może nie był konieczny, za to najprawdopodobniej sprawił, że pozostaną impotentami lub nie będą w stanie trzymać moczu do końca życia! Wyjaśnienie podane przez dr. Ablina mrozi krew w żyłach: według niego „ta ogromna fala badań przesiewowych [w USA] napędzana jest chęcią zysku”. Dodaje on również, że dzięki tym badaniom „powstała ogromna gałąź przemysłu” skupiona wokół problemów z prostatą. „Niestety, medycyna nie jest oparta na faktach naukowych: dokonujemy wyborów, a następnie próbujemy je uzasadniać, twierdząc, że zrobiliśmy to, co w tej sytuacji uznaliśmy za najlepsze”.

Wnioski? „Świat medyczny musi przejrzeć na oczy i przestać zalecać badania stężenia antygenu PSA na tak ogromną skalę. Dzięki temu zaoszczędzimy miliardy dolarów, a pacjenci nie będą musieli przechodzić nieefektywnego leczenia i cierpieć z powodu skutków ubocznych”. Badania PSA są przydatne w niektórych okolicznościach Według doktora Ablina badania krwi w celu oznaczenia poziomu PSA nie odgrywają żadnej roli w profilaktyce raka prostaty. Testy te są przydatne tylko w przypadku osób u których zdiagnozowano już raka prostaty w celu monitorowania skuteczności leczenia lub u mężczyzn, u których w rodzinie występował rak prostaty. W tych dwóch przypadkach znaczny i szybki wzrost PSA we krwi może oznaczać chorobę nowotworową lub jej nawrót. Co myśleć o operacji prostaty?
Większości mężczyzn, u których zdiagnozowano raka, proponuje się operację wycięcia prostaty, nie dając im szczegółowych informacji dotyczą cych ich choroby i celu zabiegu. Mogłoby im to pomóc w świadomym podjęciu decyzji o poddaniu się takiej operacji bądź zrezygnowaniu z niej. Nie mogą oni podjąć właściwej decyzji ponieważ: „ nie wiedzą dokładnie, do czego służy prostata; stąd nie mają najmniejszego pojęcia o tym, jak wygląda życie bez prostaty; „ nie wiedzą, jakie ryzyko wiąże się z operacją; „ myśl o tym, że ma się „raka”, jest na tyle przerażająca – co jest całkowicie zrozumiałe – że są gotowi poddać się operacji, po której będą inwalidami, jeśli tylko pozwoli to na „pozbycie się” problemu; „ nie znają alternatywnych rozwiązań.

Zabieg, który zmienia mężczyzn w kobiety
Konwencjonalna metoda leczenia prostaty polega na chirurgicznym usunięciu prostaty, co często prowadzi do nietrzymania moczu i impotencji, w połączeniu z „hormonoterapią”, która w sztuczny sposób zmniejsza poziom męskiego hormonu – testosteronu.

To powoduje, że nie tylko nie będziesz już mógł fizycznie uprawiać miłości, ale nawet już nie będziesz miał na nią ochoty. Już nic nie odczujesz, nawet przy kontakcie z najbardziej prowokującym stworzeniem, i nawet mała niebieska tabletka ułatwiająca erekcję Ci nie pomoże. Tak jak kobieta po menopauzie będziesz cierpiał na uderzenia gorąca i nocne poty. Twoje mięśnie zaczną wiotczeć, a Twoja pamięć ucie kać. Zaczniesz przybierać na wadze, a gruczoły piersiowe zaczyną Ci rosnąć! (W języku me dycznym nazywane jest to ginekomastią).

Co gorsze, jest bardzo prawdopodobne, że staną się one bolesne. I nie było jeszcze wspomniane o ryzyku zabiegów chirurgicznych: prostata jest gruczołem wielkości orzecha usytuowanym w miejscu o szczególnie trudnym dostępie, pod pęcherzem moczowym, za kością łonową. Ponieważ znajduje się ona kilka milimetrów od pęcherza moczowego i odbytu i jest otoczona wieloma naczyniami krwionośnymi – najmniejszy nieszczęśliwy ruch skalpela może być katastrofalny. „Nawet doświadczony chirurg może zakończyć operację w morzu krwi, nie mając możliwości prawidłowego widzenia tego, co stara się usunąć” – tłumaczy dr Mark Scholz, specjalista od chorób prostaty33. Nienaruszenie maluteńkich nerwów erekcyjnych (zapewniających mężczyźnie zdolność erekcji) jest mistrzowskim wyczynem. Nerwy te są cieńsze od włosa i niewidoczne gołym okiem. Nie powinno dziwić zatem, że nawet z najlepszymi chirurgami 50% mężczyzn po zabiegu dotyka impotencja.

Pomimo to każdego roku setki tysięcy mężczyzn poddawanych jest zabiegowi usunięcia prostaty, nawet gdy cierpią na raka „niskiego ryzyka”, a przewidywane wydłużenie życia wynosi 10 lat! To Ty musisz podjąć decyzję To nie Twój lekarz, ale to Ty będziesz musiał wstawać wiele razy w nocy z powodu potrzeby oddania moczu. Również Ty sam będziesz musiał znosić niemoc, nie mogąc już zaspokajać pragnień swojej żony. Jeżeli lekarz zdiagnozuje u Ciebie raka, jego pierwszym zadaniem jest wyleczenie Cię z niego. To całkiem normalne. Leczenie chorych to jego zawód. Będzie Cię leczył, starając się maksymalnie ograniczyć „szkody uboczne”. Jednak jego naturalnym odruchem jest wykonywanie swojego zawodu: jeżeli jest chirurgiem, będzie Cię operował, jeżeli jest radioterapeutą, zastosuje promieniowanie, a chemioterapię, gdy jest onkologiem. Jednak dla Ciebie najważniejszym celem nie jest pozbycie się raka:

Twoim celem jest żyć jak najdłużej, najlepiej zachowując przy tym najważniejsze funkcje. W wielu innych przypadkach raków oznacza to praktycznie to samo: abyś mógł żyć lepiej i dłużej, gdyż najwyższym priorytetem jest wyleczenie Cię z raka – zapewnienie, abyś nie miał już guza. A to pociąga za sobą chirurgię, promienie, chemioterapię. Jednak przypadek raka prostaty jest inny. Ponieważ jest to rak, który rozwija się powoli, musisz zdawać sobie sprawę z faktu, że będziesz jeszcze długo żył po diagnozie. Zmienia to sposób patrzenia na działania niepożądane zastosowanej terapii. Będą one ciążyć na Twoim życiu przez wiele lat. W zależności od Twojego wieku, stanu cywilnego, trybu życia możesz podjąć lub nie podjąć ryzyka.
Nikt nie może zadecydować o tym za Ciebie.

UWAGA: chcesz otrzymywać regularnie poczte zdrowia? Wykup sobie abonament na biuletyn " Naturalnie Zdrowym Być"